sobota, 13 czerwca 2015

• iZombie, Agentka Carter, Constantine, Defiance, The Flash, Arrow


Jestem z siebie dumna, ponieważ w końcu udało mi się zapoznać z serialami, które miałam w planie obejrzeć. Jeden z tytułów miał zostać pominięty przeze mnie szerokim łukiem, ale Arek jojczył i wyjojczył. 

Zacznę od serialu, który najbardziej mnie zaskoczył:

iZombie

 

Szanowni Państwo,
wiem, każdy z Was powie: no chyba żartujesz, iZombie? Otóż, tak i nie wstydzę się powiedzieć, że bardzo miło spędziłam czas z tym serialem. Nie są to wyżyny horroru, kryminału czy komedii (tak został sklasyfikowany serial przez Filmweb), ale to naprawdę sympatyczna produkcja, która świetnie się sprawdzi jako dodatek do... obiadu, kolacji czy też śniadania... kolacji ze śniadaniem? Może najpierw przedstawię bohaterów, żebyście wiedzieli o kim mówię.


Głównym bohaterem iZombie jest Olivia, która jako studentka medycyny jest na stażu w jakimś tam szpitalu. Ma świetne oceny, ale nie jest typem kujona, jaki ciągle nam próbują pokazać wszystkie produkcje telewizyjne. Laska ma poczucie humoru... mniejsza, jest NORMALNA! Co ważniejsze, ma narzeczonego - Majora. Pewnego pięknego wieczora idzie na imprezę, która nim się dobrze rozkręciła, skończyła się masakrą. Jednak nie masakrą typu: ona ubrała się w tą samą kieckę co ja. Ludzie stali się nadzwyczaj agresywni i zaczynają się atakować. Skutek? Wszyscy nie żyją... oprócz Olivii, która obudziła się jako zombie. Jak widzicie na załączonych obrazkach, nie wygląda zbyt normalnie, ale daleko jej do wizerunku, który jest nam powszechnie znany:

Twórcy nie silili się na jakieś super/hiper/dżezi/trendi/ rozwiązania, tylko poszli najprostszą drogą, która okazała się najlepsza. Olivia porzuca swojego narzeczonego, porzuca staż w szpitalu i zatrudnia się w kostnicy. Dlaczego porzuciła Majora? Noooo jest teraz zombiakiem, którym stała się, bo ktoś ją zadrapał. Do tego, żeby nie stać się bezmózgim zombie (takim, jakim znamy z wielu produkcji serialowych i filmowych) musi jeść nie tylko zwykłe żarcie, ale i pewną część mózgu... no trochę kiepsko. W kostnicy ma dostęp do jedzenia, dlatego zatrudniła się właśnie tam. Jej szef (Ravi) szybko orientuje się co i jak. I to właśnie jest fajne w tym serialu. Nie ma jakichś podchodów, jakichś końskich zalotów. To nie jest ambitny serial, więc po co silić się na jakieś chwyty kung-fu? Jest to serial o zombie, więc nie tworzą mi tu zawiłych historii, które starają się udowadnić naukowo, nie próbują podważyć teorii, że Słońce porusza się wokół naszej planety... czy tam na odwrót. Po prostu, niektóre rzeczy przyjmujemy na klatę i zakładamy, że tak jest i już, nie wychodzimy ze wzoru na prędkość, żeby wyszło nam równanie bunga-bunga. Ravi i Olivia utrzymują wszystko w tajemnicy, a nawet szef stara się stworzyć lekarstwo na odzombienie. Olivia po zjedzeniu mózgu ofiary, od czasu do czasu ma przebłyski z życia denata. Zaznaczam: od czasu do czasu oraz przebłyski. Kolejne dwie postaci: Clive i Blaine. Clive jest detektywem, który nie zamierza wnikać w drobny szczegół: Olivia twierdzi, że jest medium (przecież nie powie mu, że jest zombie), a skoro tak twierdzi, to słucha opowieści na temat tego, co tam swoim siedemnastym okiem zobaczyła. Blaine też jest zombie, ale to czarny charakter. O dziwo nie jest to postać irytująca - ot zobaczył chłopina, że na zombie można się dorobić i tak zarabia na życie. Co do Majora, to trochę dłuższa historia. Musiałabym wejść w szczegóły, które mogłyby Wam popsuć oglądanie, a mam nadzieję, że skusicie się na serial. Major, to bardzo istotna postać w tym serialu, bo jako jedyny ma do czynienia z zombie i zaczyna przez to świrować. A finał? 


Oj, już nie mogę się doczekać drugiego sezonu.
Reasumując, to przyjemny serial kryminalny z wątkiem o zombie. Sprawy, którymi zajmują się nasi bohaterowie są ciekawe, a wątek z zombie, wcale nie jest żenujący czy debilny. Zachęcam do zapoznania się produkcją, nie sądzę, żebyście narzekali na stratę czasu.

THE FLASH

Serial można obejrzeć, choć nie będę tak usilnie zachęcać do jego obejrzenia, tak jak bym upierała się przy iZombie. Po pierwsze, jest dużo lepiej zagrany od serialu Arrow i to już jest plus niczym Mont Everest. Po drugie historia jest dużo lepiej przedstawiona niż w Arrow i nie ma co chwilę jakichś kilometrowych wstawek z przeszłości. Jest to serial łatwy, lekki i przyjemny z kolesiem, który nie biega, a zapierdala. Główny bohater pomaga łapać przestępców w swoim mieście i naprawdę jest sympatyczny... nie da się go nie polubić. Za to można nie polubić Iris West i jej fagasa - Eddiego. Ona jest zwykłą kretynką,  która uważa, że wszystko się jej należy, która uważa się za najmądrzejszą, najbystrzejszą i w ogóle naj! On natomiast... ja pierdole, ziomek jest chyba upośledzony, albo jest tak beznadziejnym aktorem. Nie zmienia to faktu, że ta dwójka, to pięta achillesowa serialu. Ale od początku. Pewien doktorek jest niesamowicie inteligentny, ma swoją firmę i postanawia coś tam włączyć. Wiem jak się to nazywa, ale to nie jest Wam potrzebne. Dostajemy jeden wielki wybuch, który dał niektórym ludziom moce. Dostajemy strusia pędziwiatra, dostajemy kolesia, który kontroluje pogodę. Ziomka co zamienia się w trujący gaz... no ogólnie to co odcinek, to pojawia się ktoś z innymi zdolnościami. Po wybuchu cała "firma" zostaje zamknięta i właśnie w tej zamkniętej firmie, będzie mieć swoją siedzibę struś pędziwiatr, zwany Flashem. Oczywiście, w wielkim gmachu znajdują się łącznie 4 osoby i kto chce, to może się tam dostać, ale akurat nikt nie pomyśli, żeby zobaczyć, czy przypadkiem nie da się stamtąd ukraść czegoś wartościowego... No kretynizm, ale to serial o kolesiu, co biega o wiele szybciej szybciej niż gepard, więc nie wnikajmy w szczegóły. Serial dobrze się ogląda, czasami jest zabawnie, walczymy ze złem, ale ogólnie... no jak wyłączymy myślenie, to dostaniemy niezły serial o superczłowieku. 

ARROW

Serial pod względem gry aktorskiej leży i kwiczy (o czym wspominałam W TYM WPISIE). To co serwują nam w tym serialu jest na żenującym poziomie... na każdym poziomie. Serial oglądam tylko i wyłącznie dla Felicity - iskierka, która dawała nadzieje tej produkcji. Niestety, moja ulubiona postać została pochłonięta przez większość. Stała się irytująca, wiecznie płacząca i przede wszystkim do odstrzału. Arrow - koleś jest tak mroczny, że sam mrok jest od niego jaśniejszy... nie! Słuchajcie, nie mam siły nawet opisywać postaci, bo ten serial jest dla mnie dnem. Ja rozumiem, że serial może się podobać, co chwilę jakieś zmiany w akcji, co chwilę pojawia się nowe zagrożenie, no i ta mroczna i tragiczna przeszłość głównego bohatera. Wszystko spoko, ale na litość Riczera, ileż można?! Ileż można patrzeć na to, jak cały świat jest przeciwko głównemu bohaterowi?! Nosz kurna jego mać, policja raz uznaje Arrowa za wroga publicznego nr 1, żeby zachwilę oznajmić, że są przyjaciółmi i tak na okrągło! Lubimy się, nie lubimy się, lubimy się, nie lubimy się... Bohaterowie mają co chwilę jakieś problemy egzystencjalne, no rzygam już tymi problemami! Wyjdą z jednego dołka, tylko po to, żeby wpierdzielić się w kolejny. Teraz jeszcze sytuacja s siostrą Arrowa: 
- NIE, NIE MOŻESZ JEJ TEGO ZROBIĆ, ONA SIĘ OBUDZI INNYM CZŁOWIEKIEM! 
- Nie szkodzi. I tak ją uratuję, to moja siostra. 
- Ale ona będzie złaaaa, będzie tak zła, że złaaaa
- Oj tam, oj tam. Będziemy się martwić później. 
Oczywiście, to nie cytat, ale mniej więcej tak ma się cała sytuacja. Czyli każdy ma plan przed każdą akcją, z każdej każdy wychodzi niemal obronną ręką, a co się widz powkurza to jego.
Owszem w serialu świetnie się biją, skaczą po budynkach, strzelają z łuku... poważnie! To jest fantastyczne! Ale poza tym? Dla mnie to porażka... do tego tak beznamiętne zakończenie sezonu 3.

Defiance
 

Obejrzałam niedawno sezon 2. Ja wiem, że serial nie ma najlepszych not, ale szczerze? To mnie trochę dziwi. Charakteryzacja na wysokim poziomie, zagrany naprawdę dobrze, fabuła nawet ma sens. Jest klimat, dobra muzyka... nie wiem czego chcieć więcej. Serial trochę przypomina serial Ziemia 2, z tym, że jest dużo ciekawszy, ma więcej ciekawych bohaterów i więcej interesujących wątków. O co chodzi w tym serialu? Otóż... o nic XD Ot pokazane jest życie ludzi i nieludzi po wielkiej wojnie. Czyli mamy chętnych do zgarnięcia władzy absolutnej, mamy ludzi, którzy nie zgadzają się ogólnie z panującym systemem, mamy niektórych, przez których przemawia Bóg (cholera wie jaki, bo w tym świecie jest ich chyba dużo)... ot życie. Tak jak mówiłam, serial przypomina Ziemię 2, tylko jest lepsze :) Jak ktoś lubi sci-fi i akcję w jednym, to zachęcam do zapoznania się z Defiance. Może okaże się, że lubicie i takie klimaty, a nie tylko walkę dobra ze złem. 

Constantine 

Hmmm, od czego by tu zacząć. Pierwszy odcinek (czy tam zerowy) jest jednym wielkim nieporozumieniem. Cholera wie, jak twórcy chcieli zachęcić ludzi do tego serialu i choćbym głowiła się sto lat, to nie przyszłaby mi do głowy na to odpowiedź. Ale mam pewną zasadę, rzucam serial dopiero po czwartym odcinku... no chyba, że to "Pamiętniki wampirów", to rzucam to po kilku minutach. Po serial sięgnęłam, bo film z panem Keanu Reeves przypadł mi do gustu - miał swój urok. Miał najlepszego pod słońcem Gabriela 

i najcudowniejszego Lucjana... no lepszego świat nie widział. 


Tak, dokładnie tak, sięgnęłam po serial, bo film mi się podobał. Serial robił ktoś inny niż film... no ogólnie to tylko Constatine się zgadzał, choć miał innego aktora. 
W takich chwilach cieszę się, że mam zasadę 4 odcinków, a nie trzech. Bo w czwartym odcinku, akcja zaczyna się rozkręcać, zaczyna robić się ciekawie i tajemniczo. Istoty piekielne zaczynają szarżować, coraz więcej zła zaczyna się panoszyć po naszym świecie, a sam Constatntine zaczyna wyciągać z rękawa coraz lepsze zaklęcia i gadżety. Nie ma tu jazdy bez trzymanki, ale serial zaczyna mieć swój styl, charakter i pazur... pazurek, już nie przesadzajmy. Jeżeli dacie radę wytrzymać przez trzy i pół odcinka (a jest to trudne zadanie), to później nie będziecie żałować decyzji, że pozostaliście przy tej produkcji. Nie ma tu fajerwerków, ale jest całkiem fajna zabawa kotka z myszką. Niestety serial nie otrzymał drugiego sezonu (taaak, trzy i pół odcinka, to niemal kaszana - wiele ludzi nie dało rady), a kończy się nokautem widza. Takiego obrotu spraw naprawdę się nie spodziewałam i żałuje, że nie będzie kontynuacji, bo oddałabym niemal wszystko, żebym dostała odpowiedź na jedno pytanie: ale jak to? Od razu mówię, nikt nie ginie w ostatnim odcinku. Ciężko mi tu kogokolwiek zachęcać do serialu, bo te 3 odcinki są żenadą, ale w połowie 4 odcinka, robi się ciekawie. 

Agentka Carter 

Serial, który tak bardzo zachwalał Arek. Ja aż tak piać nie będę, ale zachęcam do obejrzenia produkcji wszystkich, niezależnie czy lubicie sci-fi czy nie. Byłam na "nie" do tego serialu od samego początku. Widziałam co twórcy zrobili z serialem SHIELD (jakby ktoś chciał to WŁAŚNIE TUTAJ znajdziecie moją opinię dotyczącą całego sezonu 1, a drugą moją opinię, tym razem z portalu Serialowa znajdziecie TUTAJ) i nie chciałam mieć nic wspólnego z ich kolejną produkcją. Do tego serial usadowiony w czasach, kiedy to kobieta była potrzebna jako służąca, miała jak ciastka rodzić dzieci (i one musiały zdążyć!), a przy gościach - miała świetnie wyglądać i najlepiej, żeby buźki nie otwierała. Tak, w tym momencie jestem feministką, ale tą staroświecką. Kobieta, na tym samym stanowisku, powinna zarabiać tyle samo co facet... bla, bla, bla. Więc kurwica mnie strzela, kiedy widzę dyskryminację dla samej dyskryminacji. No cóż, moje obawy tylko w części się potwierdziły. Mamy dyskryminacje, ale nie aż tak nachalną - czyli jest, ale jako tło. Co do reszty: serial jest bardzo dobrze zagrany, ma cholernie dużo akcji i tak po prawdzie, więcej sci-fi jest w Bondzie (nawet najstarszym) niż tu, także po "Agentkę Carter" może sięgnąć każdy. Nie trzeba znać Kapitana Ameryki, nie trzeba znać choć jednego filmu czy komiksu z tą postacią, pomimo, że panna Carter, to dziewczyna pana świętojebliwego. Laska sama z siebie (moim zdaniem) jest przerysowana, ale nie przeszkadza to w oglądaniu produkcji. Także jak macie ochotę zobaczyć jak babka leje się z facetami (i to baaardzo przekonująco), jak stara się odnaleźć pewne rzeczy, które w złych rękach, mogą posłużyć za niebezpieczną broń, to serdecznie polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

No co tam, jak tam?