piątek, 12 czerwca 2015

• Kaszana Czelendż 2/2015 czyli "Cierpienia młodego Wertera" cz. 2


Jakby kto nie czytał części pierwszej, to nic straconego. KLIKACIE I JUŻ WSZYSTKO WIECIE. 



Niestety burza mnie nie uratowała. Zaczęliśmy bawić się w jakąś cholerną grę "Liczby". Czasami nawet było fajnie, bo lali się po twarzach, ale to tylko zabawa, więc nikt zębów nie stracił. 
19 czerwca 1771 r. 
Nie wiem już doprawdy, na czym skończyłem poprzednią swą opowieść, wiem tylko, że dopiero o drugiej w nocy znalazłem się w łóżku i gdybym mógł gawędzić z tobą miast pisać, przetrzymałbym cię pewnie do białego rana.
Idźmy spaaaać, Werter, zmiłuj się nad nami wszystkimi!
Nie opowiadałem ci jeszcze, co się działo podczas powrotu naszego z balu,
no chyba kurwa żartujesz?!
i dziś nie mam na to czasu.
Chwała niebiosom!
Był przecudny wschód słońca. Otaczał nas ociekający deszczem las i orzeźwione pola!
 


Ale zaraz... o drugiej w nocy? Słuchajcie, może on nie jest walnięty, tylko ma guza na mózgu? Czy jest na sali lekarz? Żartowałam. Obejrzałam wszystkie odcinki "dr House'a", kilka odcinków "Chirurgów", sporą część "Ostrego dyżuru" (aaach dr Carter i dr Kovac) kilka odcinków seriali "Trzy rzeki" i "Kliniki w tropikach", także  jestem w stanie sama zrobić taką operację.
21 czerwca 1771 r.
Waltera wzięło znowu na jakieś rozmyślania nad seansem życia. Chrzanił coś o naukach, o książkach, o tym co mamy po lewej stronie (ja mam szafę). Poszliśmy na spacer, byłoby naprawdę cudownie, gdyby nie jeden szczegół. Kretyn otworzył usta i zaczął się z nich wydobywać dźwięk. Zachwycał się nad laskiem, w którym cudownie by było utonąć... w cieniu drzew, o pagórkach leśnych, o łąkach zielonych... a nie przepraszam, nie ta bajka, ale coś w ten deseń. No ale pobiegł tam! Pobiegł w te pagórkowate zielska i... i wrócił, bo nie znalazł tego czego szukał... co za obora. Później było jeszcze bardziej fascynująco, bo czytał Homera skubiąc coś tam, coś tam pichcił - mam nadzieję, ze bawicie się równie fantastycznie jak ja! 

Nie będę pisać jaki mamy dzień, bo tracę resztki chęci życia.
Musiałam wysłuchać hymnów pochwalnych o dzieciach, które interesowały mnie mniej, niż śnieg, który spadł trzy lata temu. Później znowu Wertera... nie czekajcie. Nie znowu, jakie znowu "znowu"? Koleś wiecznie się nad czymś zachwyca, nawet nad rosnącą kapustą! Mniejsza... Werter zachwycał się Lottą, która opiekowała się umierająca kobietą. No tak jak ona się opiekuje, to nikt. Nawet potrafiła mówić głośniej, żeby starszy facet ją słyszał... szczyt dobroczynności. Później przeszedł znowu do egzystencji życia, znowu zachwycał się przyrodą, opowiadał o potędze miłości, zachwycał się Lottą, znowu egzystencja, przyroda, miłość, Lota, egzystencja, przyroda, miłość, Lota... bla bla, bla. Dawał jakieś wspaniałe rady odnośnie "jak być szczęśliwym" - jak nie macie ogrodu, to nigdy nie będzie szczęśliwi. 

Pewnego dnia Werter ubzdurał sobie, że Lota go kocha. Tak, kocha go, bo odpowiada mu na jego posrane pytanie dotyczące sensu życia. To jest najlepsza przestroga dla pań. Jak koleś jest filozofem, to nie rozmawiajcie, bo jak zaczniecie, to nie dość, że się w Was zakocha, ubzdura sobie, że i Wy go kochacie, to na końcu napisze książkę, którą będzie zadręczać resztę ludzi! Jeżeli myślałam, że przez cały czas jest ujarany, to z dnia na dzień jest gorzej. Jestem pewna, że zmienił dilera. Werter nie ma odlotów, on kuźwa lata!! 
Zobaczę‍ ją! - wołam, budząc się rankiem i spoglądając radośnie na słońce. - Zobaczę ją! 
Kolejny cytat: 
Dobrze,‌ droga Loto, wszystko załatwię i uczynię, co tylko chcesz, dawaj mi zleceń jak najwięcej. O jedno cię tylko proszę, oto nie zasypuj piaskiem atramentu na karteczkach, jakie mi posyłasz. Dzisiaj przywarłem ustami do twego pisma i teraz zgrzyta mi piasek w zębach.  

Jest z nim źle, NAPRAWDĘ ŹLE! Dostaliśmy list od kumpla, który martwi się, że Werter nie maluje... i co? I gówno! Ten dalej swoje: znowu egzystencja, przyroda, miłość, Lota, egzystencja, przyroda, miłość, Lota, egzystencja, przyroda, miłość, Lota, egzystencja, przyroda, miłość, Lota...  


Do jasnej cholery, gdzie jest narzeczony Loty! Niech on w końcu wróci!! Ile można załatwiać sprawy?! NO KURWA ILE!! 

Jestem czarownicą XD Zapamiętajcie ten dzień! 
30 LIPCA
Przyjechał Albert... 


No to teraz będzie z górki. Będę pewnie czytać, jaki to Werter jest nieszczęśliwy, ale to będzie miła odmiana!

Mamy problem, tzn. Werter ma, ja mam ubaw po pachy XD Albert jest fajny, miły, uczynny, mądry, pomocny.... i Wertera krew zalewa! Wybiera się w góry. Werciu przychodzi do Alberta, chce pożyczyć jego broń i przykłada sobie jedną z broni do skroni. TAAAAK, krzyczę, TAAAAK, NACIŚNIJ SPUST! I dupa! Zaczęli gadać o samobójstwie, jeden twierdzi, że to nie wyjście, Werterek upiera się, że tak i ja go w tym popieram. Zaznaczam, że popieram samobójstwo Wertera, cała reszta powinna trzymać się życia ile tylko wlezie i szukać pomocy gdzie się tylko da.

Na Kojota, Werter teraz jest nieszczęśliwy. Nie słyszy już śpiewu ptaków, nie widzi piękna natury, nie cieszy go nic, nawet zwykły spacer zabija robaczki - moim zdaniem diler wyjechał, ale Werter się upiera, że nic nigdy nie brał. W skrócie - jest nieszczęśliwy, nie ma weny, nie ma wyobraźni i myśli o samobójstwie... 


Weter tym razem wyjeżdża na dobre! Zanim jednak to zrobił, pożegnał się z Lottą. Taaak, było dramatycznie... dla mnie. Lota, żałowała, że jej matka go nie poznała, Werciu się poroztkliwiał, mentalnie umarł kilka razy. Ale wyjechał!

Teraz pracuje dla Konsula... czy jakoś tak. Sama nie wieżę, że to piszę, ale w tym okresie, nawet Werter czasami zagadał coś z sensem: 
Pracując‍ natomiast mozolnie i używając jeno własnych niewielkich sił, spostrzegamy częstokroć, że przy całej powolności i ucieraniu się z przeszkodami, doprowadzamy do czegoś więcej, niż inni, płynący pełnymi żaglami i dzierżący silnie ster, a wówczas, widząc, że dorównaliśmy innym, lub żeśmy ich nawet wyprzedzili, osiągamy poczucie własnej wartości. 
No cóż, każdemu się zdarzy powiedzieć mądrzej: bez pracy nie ma kołaczy. Ogólnie poznajemy nowych ludzi, jest nawet fajnie, ale konsul nie przypadł do gustu Werterowi. Pozwólcie, że przytoczę jego słowa, które nawet mnie trochę rozbawiły: 
Jest‍ to pedantyczny cymbał, jakich mało na świecie, powolny i drobiazgowy Jak stara kumoszka. Nigdy nie jest zadowolony z siebie, przeto niczym go zadowolić nie sposób. Pracuję chętnie i łatwo, i nie cierpię poprawek. On zaś ma pasję zwracać mi dany elaborat i powiada zawsze: - Dobrze pan napisał, a przejrzyj pan to jeszcze raz, zawsze można znaleźć odpowiedniejsze wyrażenia czy jaśniejszy zwrot! - Diabli mnie biorą nieraz. Nie ścierpi, by brakło jednego choćby - i - jednego spójnika, a wrogiem śmiertelnym jest wszelkich dowolności w szyku zdania, jakie mi się często nasuwają pod pióro.
Każdy kto pracował w biurze, wie, co Werter ma na myśli XD

24 grudnia Werter ma huśtawki nastrojów... znowu! Raz się cieszy, że hrabia C woli go od konsula, za chwile nie rozumie jak płytkim trzeba być, żeby okazywać komuś swą wyższość. Czyli co? Czyli znowu wracamy do egzystencji życia. Kurwa... 
Poznajemy pannę B, która przypomina Lotę, ale wiecie... to nie Lota... i tak, dobrze się Wam wydaje, Werter znowu marudzi. Nawet napisał do niej list (do Loty, nie do panny B), użala się tam nad sobą, nad osamotnieniem, pisze jak tęskni...


Nooo, uroczo prawda. Jednak, otrzyjcie oczy ze zmęczenia. Robi się ciekawiej. Lota wyszła za mąż, Wertera wywalili z przyjęcia XD Może jednak coś będzie z tej książki? Próżno się cieszyłam. Musiałam wysłuchiwać lamentów Wertera. Próbowała podnieść go na duchu panna B, nawet się popłakała... ale to nie Lota. Także Werter, jak przystało na prawdziwego mężczyznę, rzucił w pieruny robotę. Wyjechał... znowu. Podczas podróży, znowu się poużalał nad sobą, w sposób jak najbardziej wspaniały, barwny i.... no w sposób OJaPitoleZastrzelcieMnieAlboZamordujęGołymiRęcamiTęPoczwaręOImieniuWerter. Przywiało go w rodzinne strony, aaaale wszystko się pozmieniało, więc jest do dupy. Chciał wziąć udział w wojnie (to w sumie byłby dobry pomysł - zabiłby wszystkim, jakby tylko gębę otworzył), ale się rozmyślił. Co więc nasz kretyn zrobił? Pojechał być bliżej Loty.... (ja chcę umrzeć). Tam też się trochę pozmieniało. Ale oszczędzę Wam, to nic fascynującego, wierzycie mi, prawda? No to super. W każdym razie, Werter coraz więcej pije i myśli coraz częściej o samobójstwie - ta myśl mnie bardzo raduje. 

Tak wiem, jadę teraz niemal galopem, ale zbliżamy się do końca i czuję dziwną satysfakcję XD Jestem już na 80 stronie!! Także wiecie: omijam jak to rozmyślał, że byłby lepszym mężem, jak to się u każdego pozmieniało, ktoś tam umarł, ktoś tam zachorował, Wilhelm nam współczuje, później był jakiś ziomek co oszalał z nieszczęścia (też był zakochany w Locie)... szaleję, taka adrenalina! Normalnie serce zaraz się wyrwie niczym Obcy.

Naprawdę, zbliżamy się do końca XD 


Ktoś tak zostaje zamordowany czy jakoś tak, w każdym razie winny twierdzi, że to z miłości. Przykro mi, ale przestałam się skupiać, chcę mieć już to za sobą. Werter twierdzi, że winny jest niewinny, żeby przymknąć oko na ucieczkę winnego, ale zostaje przegłosowany i winny jest winny :) Nie wnikajcie! Nie ma sensu, za chwilę będzie koniec!

Werter pisze do Wilhelma... po raz ostatni?


No co za smutek... Pisze o niespełnionej miłości...
Czułem, że nie wybiła jeszcze moja godzina! O, drogi Wilhelmie, z jakąż radością oddałbym był życie, by jako wicher ów rozedrzeć chmury i objąć w ramiona fale! Ha... czy więźniowi dostać się ma w udziale kiedyś ta rozkosz? 
NIEEE, NIC NIE DOSTANIESZ! No chyba, że po śmierci XD

Eee tam, dupa. To nie był ostatni list :/ Ale spokojnie, to już 92 strona!
 

Tak, nareszcie! Teraz już to wiem, to jest ostatni list do Wilhelma. Podziękował mu za wszystko, oznajmił, że nie chcę wracać i nie chce aby Wilhelm po niego przyjeżdżał. Werter jest coraz bardziej nie w sosie :) Zaczął pisać do Loty, przeprosił ją za wszystko, przyznał się, że chciał zamordować jej męża, później ją, ale pozostał przy zabiciu tylko siebie.  No znowu poszło coś nie tak, bo kretyn zamiast skończyć ze sobą, poszedł odwiedzić swoją niespełnioną miłość. Czytał jej... coś tam! Pocałował ją, ale jednak nie mogą być razem - tak postanowiła Lota. Akurat, zrobiło mi się ich żal, bo Lota faktycznie kochała Wertera :) No ale mogła się zastanawiać nad tym wcześniej - zanim wyszła za mąż. Znowu Werter rozpacza, kończy list do Loty, pożycza od Alberta pistolety. Porządkuje swoje papiery,  pisze co ma trafić do kogo, kto ma się zająć jego ciałem, jak ma być ubrany, jakąś wstążkę mają jeszcze dorzucić - tą, którą Lota miała na pierwszym spotkaniu z Werterem... no wtedy co ten chleb tak świetnie kroiła, czy tam rozdawała. 
 

TAK! 
WERTER STRZELIŁ SOBIE W GŁOWĘ! 
 
Nie uwierzycie XD Werter jest tak beznadziejny, że nawet porządnie się zabić nie potrafi... Zanim skonał, trochę czasu minęło. Przylazł tam Albert, ojciec Loty (w końcu jest komisarzem), oraz jego dzieci...
Niebawem nadeszli pieszo starsi synowie jego i padli na kolana przy łóżku, bolejąc niewymownie. Potem całowali mu ręce i usta, a najstarszy, którego Werter najgoręcej kochał, przywarł do jego ust, całował je aż do chwili skonu, a potem musiano go przemocą odrywać od zwłok. 
To było... dziwne. 

Zanim przejdę do ogólnych wrażeń, chciałam zaznaczyć, że samobójstwo nie jest rozwiązaniem. Jest mi źle z tym, że tak mocno kibicowałam Werterowi w jego myślach samobójczych. Wiedziałam, że tak będzie, bo za pierwszym razem (w liceum) też miałam wyrzuty sumienia i w sumie, tylko to pamiętałam z Wertera. To, że się zabił z miłości i to, że miałam wyrzuty sumienia. Nie popełniajcie samobójstwa, szukajcie pomocy wszędzie gdzie się da i jak się da. Są odpowiednie telefony, gdzie zawsze Was wysłuchają, są odpowiednie strony, gdzie możecie napisać. Nie idźcie na skróty, walczcie, a jak nie macie siły, to i tak walczcie, jaką macie pewność, że los się do Was nie uśmiechnie? Może nie jutro, może nie za tydzień, ale zawsze może się uśmiechnąć.

Wracając do tematu. Ta książka to niepotrzebne nikomu gówno. Nie wiem ile Goethe zapłacił, żeby wydali takie paskudztwo, nie wiem ile zapłacił, żeby jego książka stała się lekturą szkolną, ale mam nadzieję, że zapłacił wiele. Przynajmniej ktoś był lub jest bogaty. 

KONIEC! 
PS
Łukasz, teraz Twoja kolej :D 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

No co tam, jak tam?