"Zbrodnia i Kojot" to czwarty tom z serii Kronik Żelaznego
Druida i zdecydowanie jest najśmieszniejszą częścią. Postać Kojota przewijała
się przez poprzednie tomy i jest to bohater, którego nie da się zapomnieć.
Wywołuje ogromny uśmiech na twarzy czytającego i nie pozwala długo czekać, aby
wywołać salwy śmiechu. Tzn. czytający ma niezły ubaw, natomiast jego
towarzyszom już nie jest tak do śmiechu. No cóż, nikt nikomu jeszcze tak nie
dogodził, żeby wszyscy byli zadowoleni.
W tym tomie nie ma czasu na głębszy oddech. Od początku do końca
odbiorca jest bombardowany zdarzeniami, które można zakwalifikować jako...
przerażające, śmiercionośne, obrzydliwe, dziwaczne, wszystkoodporne,
zdradzieckie, świńskie, chamskie - no ogólnie nie da się uogólnić tych zdarzeń.
To co znajdujemy na kartkach tej książki jest... cudowne? Akcja goni akcję,
Kojot jak zawsze jest świetny w "nawijce", Oberon jak zawsze
niesamowity (tak usłyszał nową historię!), Granuaile naprawdę dobrze spisuje
się jako uczennica. Sam Druid bardzo przejmuje się rolą nauczyciela i postanawia,
że niepytany odpowie na pytanie, które chyba nawet nie miało paść :-D … czasami
rozładowanie atmosfery, najzwyczajniej przynosi odwrotny skutek, jak już było
to powiedziane ostatnio - „gówno się zdarza”.
Każdy tom mi przyniósł jakąś sentencje, mądrość.. czy coś, co po
prostu zapamiętam. Tym razem będzie to:
„- Przede wszystkim będziemy potrzebowali od chuja gwoździ.
- Od chuja? Ile to dokładnie?
- Yyy... Tu Granuaile pośpieszyła mi na ratunek w roli znawczyni jednostek miary.
- Upraszczając, to trochę więcej niż od cholery, ale znacznie mniej niż od kurwy."
Nowa jednostka? Hmmm... bardzo mi się podoba!
OdpowiedzUsuńMnie też przypadła do gustu :D
OdpowiedzUsuńHmm... muszę namierzyć całą serie w bibliotece :D
OdpowiedzUsuń