Pomysł zaczerpnęłam od Kawy z cynamonem. Kiedyś (miliard lat temu), Miranda, która okazała się nie być Szyszką i na odwrót, dała na blogu pewien wpis. Także, ona jest muzą tego prawdopodobnie cyklu. Dlaczego prawdopodobnie? Bo nie wiem czy będzie mi się chciało go kontynuować - jestem leniwą bułą aspirującą na chałkę z kruszonką.
Każdy ma na sumieniu jakąś dziwną rzecz. Każdy z nas robi dziwne rzeczy, a kto się tego wypiera, ten jest większym kłamcą niż Kurski, któremu nawet brewka nie pykła. Jednym z takich dziwnych rzeczy, które CZASAMI praktykuję, to kupowanie książek z dziwnym tytułem.
Zacznę może od mojego mistrza tytułów - Jonathan Carroll. Nie wiem co autor bierze, kiedy je wymyśla, ale tak się z nim zapoznałam. Na półce w księgarni zobaczyłam książkę "Zaślubiny patyków". Spodobało mi się, zakupiłam kolejne "Kraina Chiców", później "Kości księżyca"... uzbierałam kasę, kupiłam resztę jego książek, które wyszły w Polsce. Ostały się u mnie w domu tylko "Muzeum psów" i "Szklana zupa". Życie to suka, albo ludzie... na jedno wychodzi.
Oto kolejne książki, które zakupiłam "bo tytuł"
A Wy? Macie jakieś książki, które zakupiliście, bo tytuł był tak dziwny, że nie mogliście się oprzeć?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
No co tam, jak tam?