Jack Reacher to kawał chłopa: 195 cm wzrostu i 99-110 kg. To niebezpieczny facet, któremu lepiej nie wchodzić w drogę. Wiele lat pracował w żandarmerii wojskowej, wie jak się bić i wie jak zabić. Niebezpieczny, cwany, nieugięty, inteligentny i małomówny. Tego typa nie da się nie lubić. To siódme moje spotkanie z Reacherem i do tej pory najbardziej ekscytujące.
Tym razem Jack nie przebiera w środkach. Zostawia za sobą zastępy trupów, tylko po to aby zabić człowieka, któremu odebrał życie 10 lat temu – dwoma strzałami w głowę. Jak delikwent przeżył? Przeczytacie książkę, to się dowiecie. Jak znowu natrafia na faceta, którego być nie powinno? Zupełnie przypadkowo. Jak dotarł do tego osobnika? Wykorzystał agentkę – zdesperowaną kobietę, która nieoficjalnie wysłała jedną ze swoich, do domu faceta od narkotyków, a teraz ślad po niej zaginął. Dwie pieczenie na jednym ogniu? Dlaczego nie, wszystko byleby znowu stanąć twarzą w twarz z jegomościem, który powinien rozkładać się w ziemi. Jak zawsze dostałam to co kocham w tych książkach najbardziej. Ogrom opisów walk, broni, pojazdów, dedukcji i działań mających doprowadzić Reachera do celu. Bohatera, który potrafi przetrwać i radzić sobie w najbardziej gównianej sytuacji. Czytanie tego tomu, to była ogromna przyjemność.