Właśnie
się zorientowałam, że mam bloga (czy jak to tam nazwać) od ponad roku. Jako, że
wszyscy - to i ja też:
Mam
już bloga od roku!
To
skoro wszelkie radości mamy za sobą, to opiszę Wam jeden z tych Dziwnych Dni,
który każdy z nas ma. Dziwność dni objawia się w różny sposób:
-
nic nam nie wychodzi,
-
wszystko nas zaskakuje,
-
nie potrafimy racjonalnie myśleć,
-
przez cały dzień jesteśmy bici przez innych (czyli ktoś nas z łokcia potraktuje;
ktoś nie wie, że idziemy za nim i zamyka nam drzwi, które zatrzymują się
boleśnie na naszym kolanie, szafka nas bije, biurko… człowiek w tramwaju, itd.)
-
i jeszcze wiele innych rzeczy.
Dzisiaj
mam dziwny dzień do potęgi trzeciej! A jak! Jak szaleć to na całego, a nie
jakieś tam półśrodki.
Zacznę
może od początku, ale to będzie trochę wcześniejsza data niż 23-06-2014r.
Zaczęłam przyzwyczajać się do swojego potworka. Rick's Cafe
zmotywował mnie do zmiany nazwy bloga. No i zamiast „Abecadło z pieca spadło i
zeżarło wolny czas” jest „Skryba Kojota”. Jako, że uwielbiam Kojota z Kronik
Żelaznego Druida, chciałam, żeby nazwa była z nim związana. Uwielbiam film „Asterix
i Obelix - misja Kleopatra”…. tak zostałam Skrybą Kojota. Uwierzcie mi, to jest
skrót wydarzeń. Wymyślenie nazwy odbywało się w męczarniach i pocie czoła!
Nazwa
już jest, ale wizualna strona zaczęła gryźć się z tytułem mojej poczwarki. Nooo
i znowu się zaczęło. Po dwóch dniach doszłam z bloggerem do konsensusu. Mam
nowy wygląd, za to rozpiska z dodawanymi rzeczami przez obserwowane przeze mnie
blogi, w pizdu zniknęła :D Pojawia się tylko jeden nowy wpis i za cholerę nie
wiem jak to zrobić, żeby pokazywało wszystko. No cóż… się zdarza!
Jest
nazwa, jest wygląd… brakuje mi zdjęcia! No szlag by to trafił! Zaczęłam w
myślach przeklinać Arka (tego od Rick’s Cafe). Po kiego ch*ja zmieniałam tą
nazwę? No i co z tego, że mi się nie podobała, no i co z tego że kolor był
lipny! Dżizas, same problemy! Zabawiłam się w Scarlett:
Nie mogę teraz o tym myśleć, bo oszaleję. Pomyślę o tym jutro.Bo przecież… jutro też jest dzień.
Zaczęłam
się zastanawiać, jakie to zdjęcie walnąć na bloga. Pierwsze co mi przyszło do
głowy, to był Struś Pędziwiatr. Szukałam, szukałam i nic nie znalazłam. Co
zrobiłam? Operację pod kryptonimem „Scarlett O’Hara” czas zacząć.
23-06-2014r.
- Dziwny Dzień.
Przestałam
szukać zdjęcia strusia, postanowiłam poszukać czegoś innego. Ale chwila,
chwila, chwila, moment. Jak to Struś Pędziwiatr i Kojot? Że niby jak?
Pędziwiatr przyjechał do kojota, czy kojot do strusia? Jak żadne z nich nigdzie
nie jechało, to jakim cudem znaleźli się w tym samym miejscu I NIE BYŁO TO ZOO!
Trzydzieści wiosen, a ja dopiero teraz połączyłam fakty i okryłam, że ta bajka
to ściema. Smutne, ale prawdziwe – 25 lat życia bez użycia funkcji „połącz
wiedzę”. No ale dzięki kochanej EpidermaS
zbyt długo się nie załamywałam. Kochane dziewczę pomogło mi wyjść z dołka.
Ba, nawet i kolejnego futrzaka mi wymyśliło. Nie mógł być to orzeł, bo to takie
oklepane. Indianin, kojot, orzeł… zieeeew. Zaczęłam szukać zaproponowanego przez
cud dziewczynę: pieska preriowego. Wpisuję w Google grafika i… no właśnie.
Musiałam sobie zrobić przerwę, bo Internet zaczynał drwić ze mnie:
Stwierdziłam: zostanę pumą! Jaki był rezultat
wyszukania?
A oto dowód, że szukałam pumy:
Załamałam się totalnie. Tym razem nie
zamierzam bawić się w Scarlett. Trza być twardkim, a nie mientkim! Pomyślałam,
że zostanę zwierzęciem z Polski. Dlaczego? A że niby przyjechałam se do Ameryki
Płn, napotkałam Kojota (nie mylić z kojotem) i zostałam jego skrybą. Czyli jest plan, jest plan.
Żubr… nie, oklepane. Łoś! Łosie są fajne i
jakoś tak oddawało „mnie” przez ostatnie dwa tygodnie. No ale łoś to Sammy (Supernatural).
Czas „załamki” uważam za rozpoczęty. Na moje szczęście z pomocą przyszedł
Przemek, Przemuś, Przemeczek dla przyjaciół Keodred. Owy złoty chłopak, przypomniał
mi stare chińskie przysłowie:
LEW NIE SPRZYMIERZA SIĘ Z KOJOTEM!
To jest to! Uradowana szukam lwa – leweczka.
Nawet i ładnego znalazłam!
Tak wiecie, bez żadnych dziwnych zdjęć, piękny, dostojny LEW.
Wszystko się nawet zgadzało, bo i jestem z pod znaku lwa! No ale choćbyście nie
wiem jak się dziwowali, jestem baba… więc nie mogę być lwem. Ale Przemek, mędrzec
z Krakowa, podzielił się ze mną swą mądrością:
niektóre przysłowia można nagiąć, a inne wręcz złamać.
No
to nagięłam, bądź złamałam przysłowie:
LEW NIE SPRZYMIERZA SIĘ Z KOJOTEM, ALE LWICA - TAK.
Zakończyłam
upiększanie swojego bloga. Odetchnęłam z ulgą, znowu lubię Arka.
Tak
na zakończenie, podziękowania.
/idzie
czerwonym dywanem/
/przystanęła
przy mównicy i przemówiła/
Przez
ten rok spotkałam wielu ciekawych ludzi, dziękuję Wam za rozmowy, dziękuję za
to, że prowadzicie świetne blogi! W szczególności podziękowania dla:
-
EpidermaS (wiesz, że Cię kocham :P )W razie W, nie dodajecie jej do ulubionych, tylko do obserwowanych.
-
Keodred (Ty też wiesz, ze Cię kocham :) )