poniedziałek, 23 czerwca 2014

• Rok już minął i żem przegapiła.


Właśnie się zorientowałam, że mam bloga (czy jak to tam nazwać) od ponad roku. Jako, że wszyscy - to i ja też:
Mam już bloga od roku!

To skoro wszelkie radości mamy za sobą, to opiszę Wam jeden z tych Dziwnych Dni, który każdy z nas ma. Dziwność dni objawia się w różny sposób:
- nic nam nie wychodzi,
- wszystko nas zaskakuje,
- nie potrafimy racjonalnie myśleć,
- przez cały dzień jesteśmy bici przez innych (czyli ktoś nas z łokcia potraktuje; ktoś nie wie, że idziemy za nim i zamyka nam drzwi, które zatrzymują się boleśnie na naszym kolanie, szafka nas bije, biurko… człowiek w tramwaju, itd.)
- i jeszcze wiele innych rzeczy.
Dzisiaj mam dziwny dzień do potęgi trzeciej! A jak! Jak szaleć to na całego, a nie jakieś tam półśrodki.


Zacznę może od początku, ale to będzie trochę wcześniejsza data niż 23-06-2014r. Zaczęłam przyzwyczajać się do swojego potworka. Rick's Cafe zmotywował mnie do zmiany nazwy bloga. No i zamiast „Abecadło z pieca spadło i zeżarło wolny czas” jest „Skryba Kojota”. Jako, że uwielbiam Kojota z Kronik Żelaznego Druida, chciałam, żeby nazwa była z nim związana. Uwielbiam film „Asterix i Obelix - misja Kleopatra”…. tak zostałam Skrybą Kojota. Uwierzcie mi, to jest skrót wydarzeń. Wymyślenie nazwy odbywało się w męczarniach i pocie czoła!

Nazwa już jest, ale wizualna strona zaczęła gryźć się z tytułem mojej poczwarki. Nooo i znowu się zaczęło. Po dwóch dniach doszłam z bloggerem do konsensusu. Mam nowy wygląd, za to rozpiska z dodawanymi rzeczami przez obserwowane przeze mnie blogi, w pizdu zniknęła :D Pojawia się tylko jeden nowy wpis i za cholerę nie wiem jak to zrobić, żeby pokazywało wszystko. No cóż… się zdarza!  

Jest nazwa, jest wygląd… brakuje mi zdjęcia! No szlag by to trafił! Zaczęłam w myślach przeklinać Arka (tego od Rick’s Cafe). Po kiego ch*ja zmieniałam tą nazwę? No i co z tego, że mi się nie podobała, no i co z tego że kolor był lipny! Dżizas, same problemy! Zabawiłam się w Scarlett:
Nie mogę teraz o tym myśleć, bo oszaleję. Pomyślę o tym jutro.
Bo przecież… jutro też jest dzień.
Zaczęłam się zastanawiać, jakie to zdjęcie walnąć na bloga. Pierwsze co mi przyszło do głowy, to był Struś Pędziwiatr. Szukałam, szukałam i nic nie znalazłam. Co zrobiłam? Operację pod kryptonimem „Scarlett O’Hara” czas zacząć.  

23-06-2014r. - Dziwny Dzień. 

Przestałam szukać zdjęcia strusia, postanowiłam poszukać czegoś innego. Ale chwila, chwila, chwila, moment. Jak to Struś Pędziwiatr i Kojot? Że niby jak? Pędziwiatr przyjechał do kojota, czy kojot do strusia? Jak żadne z nich nigdzie nie jechało, to jakim cudem znaleźli się w tym samym miejscu I NIE BYŁO TO ZOO! Trzydzieści wiosen, a ja dopiero teraz połączyłam fakty i okryłam, że ta bajka to ściema. Smutne, ale prawdziwe – 25 lat życia bez użycia funkcji „połącz wiedzę”. No ale dzięki kochanej EpidermaS zbyt długo się nie załamywałam. Kochane dziewczę pomogło mi wyjść z dołka. Ba, nawet i kolejnego futrzaka mi wymyśliło. Nie mógł być to orzeł, bo to takie oklepane. Indianin, kojot, orzeł… zieeeew. Zaczęłam szukać zaproponowanego przez cud dziewczynę: pieska preriowego. Wpisuję w Google grafika i… no właśnie. Musiałam sobie zrobić przerwę, bo Internet zaczynał drwić ze mnie:


Stwierdziłam: zostanę pumą! Jaki był rezultat wyszukania?


A oto dowód, że szukałam pumy:



Załamałam się totalnie. Tym razem nie zamierzam bawić się w Scarlett. Trza być twardkim, a nie mientkim! Pomyślałam, że zostanę zwierzęciem z Polski. Dlaczego? A że niby przyjechałam se do Ameryki Płn, napotkałam Kojota (nie mylić z kojotem) i zostałam jego skrybą. Czyli jest plan, jest plan.

Żubr… nie, oklepane. Łoś! Łosie są fajne i jakoś tak oddawało „mnie” przez ostatnie dwa tygodnie. No ale łoś to Sammy (Supernatural). Czas „załamki” uważam za rozpoczęty. Na moje szczęście z pomocą przyszedł Przemek, Przemuś, Przemeczek dla przyjaciół Keodred. Owy złoty chłopak, przypomniał mi stare chińskie przysłowie:
LEW NIE SPRZYMIERZA SIĘ Z KOJOTEM!
To jest to! Uradowana szukam lwa – leweczka. Nawet i ładnego znalazłam!



Tak wiecie, bez żadnych dziwnych zdjęć, piękny, dostojny LEW. Wszystko się nawet zgadzało, bo i jestem z pod znaku lwa! No ale choćbyście nie wiem jak się dziwowali, jestem baba… więc nie mogę być lwem. Ale Przemek, mędrzec z Krakowa, podzielił się ze mną swą mądrością:
niektóre przysłowia można nagiąć, a inne wręcz złamać.
No to nagięłam, bądź złamałam przysłowie:
LEW NIE SPRZYMIERZA SIĘ Z KOJOTEM, ALE LWICA - TAK.

Zakończyłam upiększanie swojego bloga. Odetchnęłam z ulgą, znowu lubię Arka.

Tak na zakończenie, podziękowania.
/idzie czerwonym dywanem/



/przystanęła przy mównicy i przemówiła/


Przez ten rok spotkałam wielu ciekawych ludzi, dziękuję Wam za rozmowy, dziękuję za to, że prowadzicie świetne blogi! W szczególności podziękowania dla:
- EpidermaS (wiesz, że Cię kocham :P )W razie W, nie dodajecie jej do ulubionych, tylko do obserwowanych.
- Keodred (Ty też wiesz, ze Cię kocham :) )