Co
ja mam zrobić z Tobą Steph? No co, powiedz Ty mi.
Dziewiąta część za mną, a ja znowu:
Dziewiąta część za mną, a ja znowu:
- co rusz wybuchałam śmiechem,
- wyczekiwałam wybuchających samochodów,
- czekałam na Komandosa
- nie mogłam doczekać się uśmiechu gliniarza,
- zastanawiałam się jaką dietę tym razem wymyśli Lula,
- nie miałam pojęcia w co znowu wpakuje się Śliwka,
- no i nie mogłam doczekać się babci Mazurowej.
Tym
razem byłam w podwójnym szoku – pierwszy był pozytywny, drugi niestety już
mniej.
Stephanie
tym razem nie wysadziła w powietrze żadnego samochodu, za to wpakowała
niejednego kolesia od Komandosa do szpitala :) Chyba za to ją uwielbiam, bo
kiedy ona „bawi się” w łowcę nagród, to świat dookoła niej cierpi i płacze! To
jest wspaniałe.
W
tej części nasza główna bohaterka ma odszukać człowieka (czyli tak jak zawsze)
i małego psa. Jednak nie jest to takie proste, bo w momencie kiedy zabiera się
za sprawę – ona otrzymuje kwiaty wraz z liścikami. Niestety w owych bilecikach
nie ma wyznań miłosnych, a groźby. Okazało się, że mimowolnie panna Plum bierze
udział w grze, której stawką jest życie.
Na domiar złego, zawodników jest kilku, ale tylko ona nie zgłosiła się do
zabawy na ochotnika. Sprawa komplikuje się w momencie, kiedy podczas całej tej
zabawy ginął ludzie, którzy byli powiązani w jakimś stopniu z poszukiwanym
NS-em. Ślad zaginionego prowadzi do Vegas… i nie, nie ma tu „to co dzieje się w
Vegas, pozostaje w Vegas”. Kto dołącza do Stephanie? Otóż nie jest to Komandos!
Jest to Lula – która nigdy tam nie była, więc nie odpuści podróży, Connie – w końcu
to Vegas! No i ochroniarz Śliwki, którego załatwił jej Komandos.
Zabawa
przednia, masa akcji, śmiechu i strachu. Niestety od początku wiedziałam kto
jest mordercą, jednak nie psuje to całej zabawy, chociażby dlatego, że Lula
przemienia się w wampira :)
Jak
zawsze polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
No co tam, jak tam?