Łezka
się w oku kręci. Już dziesiąty tom za mną, a moje uwielbienie do tej serii nie
słabnie. Owszem, zakończenie było bardzo naciągane (biorąc pod uwagę „realizm”
zdarzeń), ale to w niczym nie przeszkadza. Dlaczego? Mam nadzieję, że siedzicie
:D Odwiedzamy jaskinię Batmana! Tak,
nie przewidzieliście się, będziemy w czterech kątach Komandosa. Umyjemy się
jego żelem, będziemy chodzić w jego szlafroku i spać w jego pościeli.
Wachlujecie się papierami? Bo ja, Stefcia, Lula i Connie - tak.
Tym
razem Śliwka wpadła w niezły, głęboki, straszny i niebezpieczny kompot. Jeżeli
myślicie, że to, co spotkało naszą główną bohaterkę do tej pory, było wystarczająco
mocne, to się mylicie. Teraz panna Plum wkurzyła cały gang i to nie byle jaki! W
tej części Stephanie naprawdę musi na siebie uważać, bo "Zabójcy" wynajęli
mordercę aby dopilnował, żeby nasza łowczyni nagród cierpiała długo (za
wpakowanie ich braci do pudła), po czym przywiózł ją do siedziby gangu. Co
miało się tam stać, to chyba się domyślacie.
Podczas
uciekania przed śmiercią, Stephanie łapie NS-ów. Tym razem były to niezłe
ananasy. Jedną z nich jest babeczka, która napadła na ciężarówkę z chipsami:
„Policja pytała, dlaczego jej nie powstrzymał, a on odpowiedział, że była kobietą na krawędzi. I że jego żona też czasem ma takie spojrzenie i wyraz twarzy i wtedy on też się do niej nie zbliża”
Kto
tym razem pomaga Stefci łapać zbiegów? Lula, Connie i babcia Mazurowa. Nie można
sobie wyobrazić lepszej ekipy.
Jak
zawsze książka ubawiła mnie do łez i dostarczyła niezłej porcji adrenaliny. W
dużej mierze zawdzięczam to Pani Dominice Repeczko, która w każdym tomie staje
na wysokości zadania i cudownie tłumaczy przygody najgorszej i najbardziej
lubianej łowczyni nagród w świecie.
Teraz
coś na zachętę:
-
odwiedzamy jaskinie Batmana,
-
Stephanie powróciła do wysadzania samochodów,
-
Lula, Connie i Stephanie uprowadzają członka gangu, aby wydusić z niego (przemocą!)
potrzebne im informacje,
-
panna Plum ucieka przed: płatnym mordercą, ludźmi Komandosa i Morellim…
- babcia Mazurowa i jej dieta seksualna.
A
na deser:
„Komandos ryknął śmiechem, rozlewając kawę po stole. Ostawił kubek i sięgnął po serwetkę, próbując się nie śmiać, ale z marnym skutkiem.”
Jako,
że dziesiątka jest liczbą pięknie tłustą i okrągłą… odrobina prywaty!
Śliwka ogólnie
wlazła ze swoimi butami w moje życie i ustawiła je do góry nogami! Nie mogę
oglądać tego, na co mam ochotę!
Wylicza mi każdą złotówkę!
Wybiera mi muzykę jakiej mam słuchać...
Organizuje mi rozrywki.
Bezczelnie mnie upija!
Na dodatek sprowadza jakieś podejrzane
typy!
Nie mówiąc już o tym, że uwielbia Dorę... (z tego co wiem Dora uwielbia Stephanie)
Ale nie wyobrażam sobie bez niej swojego
życia :P
Dziękuję Fabryko Słów,
dziękuję Pani Dominiko,
dziękuje osobie prowadzącej bloga Łowczyni nagród Stephanie Plum
dziękuje wszystkim, którzy przyczyniają się do tego, że mogę czytać te książki.
Teraz to Ty sprawiłaś, że się uśmiecham ;) Świetna recenzja, taka typowo w stylu Stefci ;)
OdpowiedzUsuńKomandos, ach Komandos! ;))
Niec wyobrażam sobie tej serii bez babci Mazurowej, nie i już ;)
Oj to prawda, taka babcia to skarb :D
UsuńMam pierwszy tom i jeszcze nie przeczytałam :P
OdpowiedzUsuńSpróbuj! Ludzie sie dzielą na tych, którzy wpadli po uszy i na tych, którzy z niej zrezygnowali. Ale rezygnacja nie była spowodowana: co za gówno! Co za chłam! Tylko - to nie moje klimaty :D
Usuń