wtorek, 26 stycznia 2016

• Seria: Lux; Autor: Jennifer L. Armentrout (Origin)


Co, u…? Chyba znalazłam się w jakimś alternatywnym wszechświecie. Mój mózg zaraz eksploduje.
To pomyślała Kat, kiedy zdała sobie sprawę z czegoś, co było oczywiste. Ta książka jest jak filmy Uwe Bolla: tandetna, z beznadziejnymi bohaterami, fatalnie zrealizowana i na dodatek została opublikowana. Jednak filmy niemieckiego reżysera są gorsze, bo ani razu nie wywołały u mnie ataku śmiechu, a jak będzie z czwartym tomem serii Lux?

Było gorzej, dużo gorzej. Może z trzy razy zaśmiałam się na głos, a tak to było spokojnie, wręcz irytująco. Otóż Kat i Deamon znaleźli się w ośrodku Deadalusa, gdzie mieli być torturowani... straszliwie torturowani! W rzeczywistości było tak, że byli na pikniku… no może raz było dość brutalnie, gdzie rozwalili plecy Kat, ale poza tym? Wszystko im mówili, mieli łazienkę, łóżko, dostawali normalnie jeść i czyste ciuchy. Ale ja się nie znam. Nie będę więcej pisać, bo to nie ma sensu, ta książka jest beznadziejna, ale zamierzam przeczytać jeszcze jeden (ostatni) tom :) Czas na cytatownię.


Autorka jest bardzo miłym człowiekiem, stara się, aby jej wypociny nie wymagały od czytającego użycia choćby jednej komórki mózgowej… czy co to tam jest potrzebne do myślenia.  Otóż osoba, która chłonie zdanie po zdaniu tej książki, mógłaby się pogubić, co spowodowałoby spore zmieszanie. Jednak Jennifer L. Armentrout wychodzi naprzeciw i pisze nam, czy teraz akcja toczy się u Katy czy u Deamona. Prosty zapis, a jak ułatwia nam egzystencję.

Synchronizujemy zegarki:

Trzydzieści jeden godzin, czterdzieści dwie minuty i dwadzieścia sekund minęło, odkąd drzwi się zamknęły i rozdzieliły mnie i Kat.
To miłe z jego strony, że spojrzał na zegarek kiedy spierdalał z obiektu rządowego. Dzięki temu jego rozłąka nabrała nowego wymiaru… czasowego.

Byłam pewna, że stół pokrywała cienka warstwa diamentu. Przygotowanie tego pokoju musiało kosztować fortunę, nie wspominając już o całym budynku. To wyjaśniało dziurę budżetową naszego kraju. Nie powinnam nawet o czymś takim myśleć, ale chyba onyks otępiał mój mózg.
Nawet nie wiem od czego zacząć. Pójdę więc w ślady księcia Jana lub szeryfa Rottingham (już nie pamiętam, który z nich wpadł na ten genialny pomysł) i postaram się złe wieści przekazać w sposób wesoły:
Jesteś bardzo spostrzegawczą dziewczyną! Kurwa, diament przecież do najtańszych nie należy! Powaga, gratulacje dziołcha! Świetna dedukcja! Każde państwo z dziurą budżetową posiada taki kompleks drogich budynków. Ale wiesz co? Na twoim miejscu nie szłabym z  tym do prasy. Mogą cię nie wziąć na poważnie.  Co do Twojego otępienia, to nie masz się czym martwić! Przed wdychaniem onyksu byłaś równie tępa!

Facet w berecie popatrzył na mnie z góry.
0.o
Ona leżała, on stał… nie wiem jak miał na nią popatrzeć? W boooook?

Pokręciłam głową, mocniej ściskając koc. Chciałam wydrzeć się na nich ile sił w płucach.
- Nie jestem głupia.
Najważniejsze jest, aby nie tracić poczucia humoru podczas tortur. Tak a propos tortur. Laska była traktowana onyksem (nie wnikajcie, po prostu jest to dla niej zabójcze), była katowana, ale zaczęła się bać o swoje zdrowie dopiero wtedy, kiedy zobaczyła, że jej ręce są chude, blade i drżą.

Nie chce wymieniać ile razy napotkałam się z takim zjawiskiem. Czy ktoś, kto posiada rodzeństwo może mi powiedzieć, czy faktycznie zwracacie się do siebie per siostro/bracie? A jak chcecie zażartować to dodajecie jeszcze starszy/młodszy? To już nie chodzi o tę serię, ale bardzo często spotykam się w książkach z takim (dla mnie) dziwnym zwracaniem się do siebie. Owszem, do rodziców mówię: mamo, tato. Do dziadków: babciu, dziadku. Do… ciociu/wujku. Ale do kuzynostwa zwracam się po imieniu! Raz to mi się zdarzyło w całym moim (jakże krótkim) życiu, podczas jakiegoś wesela kuzyn walnął do mnie tekstem „kusyyynko”, ale w sumie nie wiem co chciał powiedzieć, bo staraliśmy się dalej siedzieć. Uwierzcie mi, bardzo ciężko jest siedzieć kiedy się jednocześnie siedzi i śmieje na końcówce wesela. 

Bo w życiu trzeba mieć priorytety:

A co z moją mamą? Co z moimi przyjaciółmi? Co z moim życiem? Moim blogiem?
A to kolejny dowód na to, że postacie występujące w książce są debilami:

Matko Boska Wszechmogąca, usłyszałam głos Deamona.
Tak się chyba nie mówi, powiedziałam mu i zacisnęłam rękę, by jakoś znieść ból.
No oczywiście, że się tak nie mówi! MatkoBoskoRiczerowo, oto poprawna forma!

Jakoś trudno mi uwierzyć, że mieliście tylu ludzi, którzy byliby chętni do… no wiesz.
Kat chce uprawiać seks/kochać się/kopulować/gździć się… ale czerwieni się na widok kondomów, czerwieni się jak Deamon na nią spojrzy, albo ktoś zacznie rozmowę o seksie. Jedno jest pewne – jest napalona jak stado leniwców na drzemkę. Ta laska chce… no wiecie co, a nawet nie potrafi powiedzieć na głos o… wiecie czym.

Miałem przeczucie, że nawet gdybym wypadł z tego pokoju i zaczął zabijać ludzi, nie użyłaby tej broni. Chyba, że zrobiłbym coś gorszego.
Jakieś pomysły na „coś gorszego”? Od razu mówię, że w tym ośrodku nie było słodyczy, więc podpierdalanie innym słodkości odpada.

Myślę, że to ten rodzaj moteli, które naliczają za godzinę, i ludzie tu przychodzą, żeby się naćpać.
XD ciiiiiiii….. HAHAHAHAHAHA XD

- Nie mam pojęcia, ale wiem, że wszedł do tego pokoju, by cię podpuścić do walki. I walczyłaś. Nie chciałaś go zabić ani nikogo innego, ale tak się po prostu stało. Nie jesteś złą osobą. Nie jesteś potworem.
Poważnie? Słuchajcie, jak kogoś przypadkowo zbijecie, to powtarzajcie to zdanie jak mantrę. Może sąd Wam  uwierzy.

Teraz nadszedł czas na fragment, którego za cholerę nie potrafię skomentować:

Odezwał się interkom, a Paris powiedział:
- Puk, puk.
Zabuczało i po chwili odezwał się kobiecy głos:
- Kto tam?
Kat uniosła brew, a ja wzruszyłem ramionami.
- Wyjąca krowa – powiedział Paris, patrząc na Luca, który pokręcił głową.
Z interkomu dobiegło:
- Wyjąc…?
- Muuuuuu!
Mój mózg przestał całkowicie funkcjonować. Prawdopodobnie sram, szczam i pierdzę jednocześnie, ale nie mogę tego stwierdzić, bo…. bo muuuuuuuu!

Gdy Archer ponownie usiadł za kółkiem, podzieliliśmy się jedzeniem. Deamon podał mi torbę krążków cebulowych. Będzie mi później śmierdzieć z ust.
- Dziękuję.
Tylko nie całuj mnie przez jakiś czas – powiedział.
Niby normalna rzecz, słyszałam ten tekst wiele razy. Więc dlaczego dodałam ten cytat? Bo sytuacja miała miejsce niedługo po tym, jak podczas ucieczki zginęli ich przyjaciele XD



Pod koniec autorka chyba sama się wciągnęła w swoją opowieść, bo zapomniała co chwilę pisać, jak to Kat się rumieni i jaki Deamon jest przystojny. Zapominała przypominać na każdym kroku, jakimi jej bohaterowie są debilami. Ostatnie 3 strony czytało się wyśmienicie! Może dlatego, że Armentrout skupiła się na akcji, co - piszę to w pełni sprawna umysłowo i trzeźwa – wyszło jej naprawdę dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

No co tam, jak tam?