Kolejne spotkanie z antologią. Jak poszło mi tym razem?
Moje spotkania z opowiadaniami nie należą do przyjemnych, tym razem miało być inaczej. Miały być to opowieści, które sprawią, że mój umysł zacznie w nocy powracać do tych historii i kreować te wszystkie potwory, przez które będę bała się zasnąć. Miały być to opowieści, które opowiadało się przy ognisku, rodem „to jeszcze nic, a słyszeliście o…” Dostaliśmy Zjawę-Obrońcę, która eliminowała problem. Były Dary, które pozwalały uniknąć tragedii. Dostaliśmy nawiedzone duchy, Małgorzatę wraz z Twardowskim, legendy miejskie, anioły, egzorcyzmy i jeszcze kilka innych tworów, które miały zawładnąć moją wyobraźnią. Jednak stało się coś, co sam autor umieścił w jednej ze swoich historii:
Lepiej się spotkać, najlepiej przy wódeczce, i opowiadać, z ust do ust, z uszu do uszu. Druk zabija opowieść.Pomysł był! Początek każdej z opowieści zacny, ale z każdym zdaniem mój zapał gasł. Takie trochę na odwal, choć lepszym opisem tego byłoby „takie na pół gwizdka” – jak to napisała Ola z Goodreads. Każda z opowieści miała niesamowity potencjał, w dziewięćdziesięciu procentach zaczynały się znakomicie:
Ona też tu jest, młoda i ładna. Była już i w kościele, i u psychiatry. Nie wiem, czy tamci zignorowali jej cierpienie, czy nie potrafili jej pomóc. Żyletka, ciepła woda w wannie i wyłączenie wszystkich telefonów też okazały się nieskuteczne. Teraz leży nieprzytomna, podłączona do maszyn i dokładnie pozszywana. Lekarze są dumni z odratowania życia, nawet kogoś, kto tego życia tak cholernie nienawidzi. Jutro do niej przyjdą bliscy, których wcześniej zaniepokoił brak sygnału komórki. Przyjdą z ich wyrzutami i strachem. Ból rodzi ból, który rodzi ból. Oni będą zadawać pytania i martwić się. Aniu, jak mogłaś to zrobić? Aniu, jak możemy ci pomóc? Aniu, jak to robiłaś, to nie myślałaś o nas? Pytam się, myślałaś?Pewnie, że myślała. Żebyście wszyscy już się od niej odpierdolili.
Nawet ją rozumiem. Jest zawieszona pomiędzy światami, pomiędzy Tą a Tamtą Stroną. Jak ja. Tyle, że ja na długo, a ona... Naprawdę chciała się zabić, cięła wzdłuż żył, nie w poprzek. Ledwo ją odratowano. Ledwo, ale odratowano. Straciła dużo krwi, poharatała sobie ścięgna, uszkodziła nerwy. Będzie boleć, bardzo boleć. Jutro Ta Strona wezwie ją na stałe. Jeszcze nie czas, Aniu, jeszcze musisz mnie pokarmić, jeszcze musi poboleć. Tylko co bardziej? Zmasakrowane ręce czy poczucie winy, kiedy sobie uświadomisz, jak bardzo nienawidzisz swojej rodziny?
No właśnie, tylko zaczynały. Sprawiały, że mój apetyt rósł, a później okazywało się, że otrzymałam:
Historie zostały bardzo spłaszczone, czasami poruszały tematy dobrze nam znane - chociażby lekarze, którym wiara na coś nie pozwala, ale w większości były to świeżynki. Nieliczne z historii miały tylko kilka stron, przez co wydawały się niedokończone, ale znowu te dłuższe dłużyły się niemiłosiernie. Chociażby cywil, który na własną rękę wszczął śledztwo w sprawie bogatego bachora, bo organy ścigania umywały ręce od jego „występków”. Było to tak bardzo proste, że aż miałam ochotę pominąć to opowiadanie. Jeszcze jest coś, co sprawiało, że odrzucało mnie od książki - kobiety i dzieci.
Autor bardzo się z dzieciakami cackał, wydłużał ich pobyt na kartach książki, a jaki był tego efekt? Miałam ochotę walić głową w oparcie kanapy - w takim miejscu czytałam, a żeby walić głową o stół, musiałabym zmienić pozycję, w której siedziałam, przybliżyć dupę do stołu i następnie się schylać… za dużo czynności jak na „czas relaksu”. Co z tymi kobietami? W większości przypadków były tępe albo głupio uparte. Pozwalały się tłuc przez męża na oczach dzieci, albo robiły jakieś popieprzone wyrzuty mężowi (bo to jego wina, że koleś w samochodzie wyminął przepuszczający jego i dziecko pojazd i wjechał w nich z całym impetem – tak wiem, „ograniczone zaufanie”), albo (mój ulubiony przypadek) pozwalały dziecku spotykać się z ojcem, którego zaszlachtowały, bo ruchał wszystko co miało otwór między nogami, łącznie z siostrą swojej żony. Takich przypadków było w książce więcej… przypadków irytujących bab.
Książka jest bardzo ładnie wydana. Okładka oddaje klimat książki, a raczej klimat, który powinien się tam znaleźć. Dostaliśmy też bardzo ładne ilustracje! A jak wiecie, uwielbiam ilustracje w książkach XD Ma dobrą czcionkę, ładny papier, odpowiednie odstępy między wierszami, przez co wszystkie te opowiadania czytało się dużo lepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
No co tam, jak tam?