środa, 12 listopada 2014

• Wind of Change :)


Po dłuższej bijatyce moich dwóch fasolek w czaszce podjęłam decyzję o zakończeniu prowadzenia Skryby Kojota w dotychczasowej formie.

Nigdy nie chciałam robić kariery w blogowaniu, nigdy nie chciałam nawiązywać z kimś jakiejkolwiek współpracy. Nigdy nie zostawiałam wpisów, które by odsyłały do mojego bloga (chyba, że było to absolutnie konieczne :P), nigdy nie pisałam u innych: „Zapraszam do siebie” i nie pisałam do wydawnictw: „To co? Współpraca?”. Ten blog miał być takim kawałkiem mnie, zbiorem różnych pomysłów w jednym miejscu, w moim miejscu. Wiem, że nie posługuję się poprawną polszczyzną, wiem, że mieszam style i czasy, moja składnia woła o pomstę do nieba, a interpunkcja pojawia się w dziwnych miejscach… tak znienacka. Jednak lubiłam to robić.

Nigdy nie podchodziłam do swoich tekstów jak do wartościowych recenzji. Było to raczej cos w stylu: „w tym chaosie jest moja opinia, szukajcie aż znajdziecie”. Ten blog nigdy nie miał być pisany i odbierany na poważnie, nie miał być też prześmiewczy, nie miał wyznaczać czegokolwiek. Ot, „takie coś”, bo to lubię. Jednak boję się, że w końcu pojawię się w jakimś poście u kogoś, kto mi pojedzie „na maksa”. Prawda w oczy kole i nie jest to nic odkrywczego.

Ostatnimi czas święci triumfy wpis, gdzie autor (bloga i podobno książek) jedzie po książce. Śmiałam się, oplułam nawet monitor! :) Co prawda autor nie sięgnął po „klasykę literatury”, więc nie wiem, po co ta spina, ale zrobił to naprawdę fajnie. Jednak druga część jego wpisu traktowała o kretynizmie osób, którym owe „dzieło się spodobało” (byli to inni blogerzy – w tekście nie brakowało linków do ich blogów).

Nie wiem, może to wychowanie, może fakt, że nigdy nie wyśmiewam ludzi, bo wolą coś innego, ale zrobiło się niefajnie. Jakaś dziwna moda nastała, że mieszamy wszystkich z błotem, bo uważamy, że ktoś robi coś gorzej od nas. Nie pojmuję tego i tak po prawdzie nie chcę pojąć. Jednak strach, mdłości i uczucie gorąca, które towarzyszyło mi za każdym razem, kiedy czytałam takie wpisy, sprawiły, że blog Skryba Kojota będzie wyglądał inaczej. Tak, przyznaję się bez bicia, boję się, że i ja wyląduje w takim wpisie i hordy ludzi będzie mieć ze mnie używanie. Nie nadaję się na takie coś. W blogosferze (czy jak się to tam nazywa) nie ma miejsca na „robię, bo lubię i nie zmuszam, żeby ktoś to oglądał”.

Od teraz na Skrybie będę dodawać okładki, które mi się podobają, jakieś głupie teksty o głupich książkach (To kupi mi ktoś kolejny tom, z serii Lux jak wyjdzie czy nie?! HELOOOOOŁ!) no i pojawi się Kaszana Czelendż. Dzięki temu będę spać spokojnie i nie będę się martwić, że ktoś moje wpisy weźmie na serio („Czy ona jest poważna? Czy ona widzi, co pisze?”).

Dziękuję za uwagę :D