Na fejsbukowym profilu Szuflada.net
można było sobie pogadać z panią Mariolą Zaczyńską. Zupełnie kobiety nie
znałam, jednak była tak sympatyczna, że musiałam się do owej rozmowy
dołączyć. Rozmawiało się cudownie. Przyszła pora na konkurs i miałam to
szczęście: wygrałam. W końcu zawitała u mnie wygrana i z wielkim bananem
na twarzy odczytałam dedykację jak i odkryłam dodatkowy prezent pod
postacią „Legitymacji Klubu Twardzielek”.
Wzięłam się za czytanie i napotkało mnie
lekkie rozczarowanie. Książka jest typowym romansidłem z dawką humoru.
Nie lubię romansów, jednak się nie zrażałam, bo niektóre filmy z tego
gatunku, nawet przypadły mi do gustu. Książka opowiada o trzech
przyjaciółkach i ich miłosnych perypetiach. Między jedną akcja a drugą
(życie ww. przyjaciółek było zapchane po brzegi) można było śledzić losy
podstarzałej pani dziennikarz telewizyjnej. No co by nie mówić o
książce, działo się naprawdę wiele i przesytu nie czułam. Było kilka
kwestii, które przeszkadzały mi w czytaniu. Chociażby to, że wszystkie
bohaterki były przecudnej urody, każda była kochana przez wszystkich
miłością: przyjacielską, pracownianą czy jeszcze jakąś tam inną. Od razu
wiadome było kto z kim się „spiknie” i jak się ich losy potoczą. Nie,
nie szukałam w tej książce czegoś wzniosłego. Absolutnie! Jednak
wolałabym, aby to wszystko nie było aż tak oczywiste. To tak, jak w
horrorach: ktoś ucieka przez las i wiesz, że biegacz za chwilę przywita
się z ziemią, to samo tu. Pierwsze zdanie wystarczy, aby sobie
dopowiedzieć całą historię. Jednak książkę czyta się szybko i to jest
jej duży plus. Może jakbym przeczytała ją w lecie inaczej bym na całą
historię spojrzała?