- Nie mam uprzedzeń. Mogę robić interesy z każdym. Absolutnie każdym. – Zamilkł na chwilę. – Oczywiście poza fenianami. W każdym razie ten młody zawodnik, którego finansujemy… zaczyna już odnosić sukcesy. Ma zabójczy prawy hak. Tylko że ostatnio ktoś próbuje napsuć mu krwi.
- W jakim sensie?
- A, takie, kurwa, różne głupoty. Ktoś mu podrzucił martwego ptaka do skrzynki na listy, potem oblał farbą samochód – tego rodzaju gówniane numery.
Wyjąłem z szuflady biurka notatnik i coś w nim zapisałem. Ot, takie mydlenie oczu, ale ludzie czują się raźniej, gdy robimy przy nich notatki. Sprawia to bowiem wrażenie, że naprawdę poważnie podchodzimy do problemu, z jakim przychodzą. Kiwanie głową z mądrą miną podczas pisania też pomaga.
Czy Sammy wpadł w jakieś tarapaty? - Ja też pochyliłem się do przodu z zatroskanym wyrazem twarzy, korzystając z okazji, aby zajrzeć w jej dekolt.
Kiedy był jeszcze dzieckiem, oboje jego rodzice zmarli przedwcześnie na zawał serca. Była to tragedia, ale wcale nie tutaj taka rzadka. Gdyby choroby serca były dyscypliną sportową, wówczas cała uprawiająca ją brytyjska drużyna olimpijska składałaby się ze Szkotów.
- Och... - powiedział Sneddon z jedynym uśmiechem, do jakiego był zdolny: szyderczym. - Tak się, kurwa, cieszę, że moje decyzje biznesowe zyskują twoją aprobatę, Lennox. Cohen i ja nie mogliśmy ostatnio spać po nocach, bo martwiliśmy się, że wzięliśmy się do czegoś, nie uzyskawszy wcześniej twojej zgody.
- Panna MacFarlane? - odezwał się do Lorny z troską w głosie i byłem pod wrażeniem, jak przekonująco odegrał rolę współczującego bliźniego. - Czy mogłaby pani pójść ze mną? - Poprowadził ją do przedpokoju, najpierw rzucając mi przez ramię spojrzenie, jednoznacznie mówiące: "A ty, kurwa, ani kroku dalej".
Uśmiechnąłem się. Miło być zauważonym...
Chociaż pracuję nad tym, aby to zmienić, wciąż pozostaję Kanadyjczykiem. A to znaczy, że mimo usilnych starań, aby wyleczyć się z wrodzonej, chronicznej, iście kanadyjskiej dolegliwości, jaką jest uprzejmość, nadal na nią cierpię. Bywa, że pyskuję w kontaktach z gangsterami i gliniarzami, że przyłożę temu czy owemu zbyt podskakującemu chuliganowi i że przy rozmaitych okazjach cudzołożę i przeklinam, czasem zresztą robiąc to jednocześnie. Przy tym wszystkim przeprowadziłem jednak przez jezdnię tyle staruszek, że skauci wyznaczyli nagrodę za moją głowę.
Wracałem od Sneddona i wyjeżdżałem właśnie w zakręt (…), kiedy dostrzegłem na skraju drogi granatowego forda zephyra 6 z podniesioną maską. Ciemnowłosy, dość chyba elegancko ubrany i wyglądający na około trzydzieści pięć lat kierowca stał obok na jezdni. Mówię „chyba”, ponieważ robił to, co robi każdy prawdziwy mężczyzna, kiedy psuje mu się samochód: stał na jezdni, jedną rękę opierając na biodrze, a drugą drapiąc się po głowie. I jak każdy prawdziwy mężczyzna, żeby dobrze się podrapać, musiał zdjąć marynarkę i podwinąć rękawy koszuli. Poza ta wyrażała jednocześnie bezradność i upór, dając do zrozumienia, że człowiek próbował już wszystkiego i prośbę o pomoc traktuję jako ostateczność.
Siedziałem, wpatrując się w nią, pogrążony w głębokiej zadumie. Ona z kolei patrzyła na mnie z nadzieją, sądząc najwyraźniej, że tym, co powiedziała, sprowokowała u mnie jakiś głęboki proces myślowy. Ja tymczasem wyobrażałem sobie po prostu, jak by to było zrypać ją na tym biurku.
- Ja pójdę – powiedziałem, kładąc rękę na jej ramieniu. Natychmiast ją jednak usunąłem, gdy Maggie spojrzała na mnie, jakbym był trędowaty. I jeszcze cierpiał na malarię. I kibicował Celticowi.
Sneddon przyglądał mi się w skupieniu – na podobieństwo krokodyla przyglądającego się antylopie.
- Taa, jasne. Pedikiurek zapewnił mu nowy środek lokomocji, wózek inwalidzki, kurwa.