niedziela, 6 listopada 2016

• "Kostuszka" Autor: Carla Mori



Nie siedzę w tej literaturze, nie mam zielonego o niej pojęcia, ale sięgnęłam po nią, przeczytałam i za cholerę nie wiedziałam, jak ocenić „Kostuszkę”, którą napisała Carla Mori.


Książka opowiada o losach nie tylko tytułowej Kostuszki (zdrobnienie od Konstancji), ale również jej mamy, Anny. Annę poznajemy z jej zapisków w brulionie, który mała skrzętnie chowa przed babką. Tylko skupcie się, bo będę tłumaczyć o so chosi.
Kostuszka żyje w zdrowiu i szczęściu z rodzicami w Anglii. Pewnego dnia do domu wkracza napastnik, który brutalnie morduje Annę na oczach Konstancji. Ojciec jest podejrzany o morderstwo, więc zdecydowano, że Kostuszka poleci do Polski pod opiekę swojej babki (Józefy) i jej córki (Celiny). Józefa to kobieta wywłoka, która urządziła Annie i Celinie z życia piekło. Dręczyła je fizycznie, ale najlepiej wychodziło jej dręczenie psychiczne. Była w tym mistrzynią, nie miała sobie równych w tym fachu. Nie miała, a dlaczego? Anna przez całe życie walczyła i w końcu się wydostała z piekła, Celina… Celina poddała się mamusi i uwierzcie mi, Józefa wychowała na swym wężowym łonie kawał wrednej kurwy. Inaczej się nie da nazwać ani Jóżefy, ani Celinki. Wracając do tematu, za cholerę nie wiem, dlaczego Kostuszka miała trafić do nich, a nie do rodziców ojca. Dobrze wiedział, co się tam dzieje, znał doskonale sytuację, ale jednak on wraz z opieką społeczną wysyłają Kostuszkę do matki Anny. Nie wiem, może jego rodzice nie żyją, może są w kosmosie, może siedzą w więzieniu, ale nieważne, dzięki temu możemy zaznać piekła na ziemi.

Książką jest naprawdę świetna! Czyta się ją szybko i z zapartym tchem. Co jakiś czas trzeba książkę choć na chwilę odłożyć, żeby przetrawić to, co się przeczytało. To co Józefa i Celinka odwalają Kostuszce jest czystym skurwysyństwem, więc nie ma bata, żeby książkę łyknąć za jednym zamachem. No ale teraz trochę o grozie. 



Otóż jest. Moim zdaniem było jej stanowczo za mało, ale z drugiej strony wydaje mi się, że niepotrzebnym byłoby jej dawać więcej. Wiem, jestem niezdecydowana, ale te nadprzyrodzone wątki były rewelacyjne! Chciałabym o nich poczytać więcej, ale nie wiem, czy nie zaszkodziłyby samej opowieści. Tak więc wątki nadnaturalne tylko lekko przeplatały się z całym tym horrorem, jaki przeżywała Kostuszka. A cóż przeżywała? Bicie i szarpanie. Wysłuchiwała, że jest bękartem, upośledzoną istotą, która jest rozpieszczona i źle wychowana, bo nie chce się odezwać ani słowem. Była przetrzymywana w piwnicy, musiała załatwiać się do wiadra. Jak przyszły przymrozki, to babka się ulitowała i zamykała małą w pokoju. Żadnych zabawek, żadnego słowa wsparcia. Wysłuchiwała tylko, jak bardzo jest głupia, jak jej mama była tępa, jak jej ojciec wyprał mózg jej matce… i wiele, wiele więcej. Z zapisków w brulionie dowiadujemy się wiele o Annie. O Annie, która za ucieczkę z jednej lekcji została skatowana przez wujka, która wylądowała w szpitalu za to, że kolega wysłał jej pocztówkę. Annie, która modliła się, żeby matka nie dowiedziała się, że ma już okres… z książką warto się zapoznać, bo to kawał dobrej psychologicznej opowieści z domieszką baśniowości.

Mam nadzieję, że ktoś z moich znajomych sięgnie po książkę, żebym mogła sobie o niej pogadać, bo mam pewne wątpliwości co do zakończenia. Nie wiem, czy je dobrze zrozumiałam, a jeżeli tak, to intryguje mnie, dlaczego powieść tak się zakończyła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

No co tam, jak tam?