poniedziałek, 30 listopada 2015

• Wpis o niczym. Głaskanie nadchodzi!




Okazało się, że przeszłam metamorfozę… ewolucja mnie dotknęła. Zostałam emu, małżem albo foką… cholera wie czym. Doszły mnie słuchy, a raczej widy, że jak coś napiszę, to będę dotąd głaskana, aż mi się nie znudzi.
Oto jestem!


Słuchajcie, ja wiem, że dawno nie pisałam! Jeżeli ktoś chciałby mi za to podziękować prezentem, proszę wejść w kontaktowo, napisać do mnie, a ja podam swój adres.
Jako, że nie robię totalnie nic, będzie to wpis zupełnie o niczym. Zrozumcie mnie, chodzi o głaskanie mnie!

Byłam w filharmonii… WRRRRÓĆ… w Narodowym Forum Muzyki (NFM), na koncercie QUEEN SYMFONICZNIE w wykonaniu orkiestry Alla Vienna i chóru Vivid Singers. Odpicowałam się jak stróż w boże ciało, czytaj: umyłam się i wyprasowałam. Oczywiście, nie obyło się bez obory. Powinnam o niej nie pisać, ale wspomnę, żeby udowodnić Wam, że ludzie sieją większą oborę ode mnie. Poważnie, to niby niemożliwe, ale przekonałam się na własne oczy! Zacznę od siebie, później wspomnę o innych, żebyście zapomnieli o mnie, a następnie napiszę jak było na koncercie, żebyście… nie wiem po co, chodzi o głaskanie mojej osoby.
Wlazłam do ogromnego gmachu (oczywiście przeszłam najpierw cały budynek dookoła, żeby w końcu znaleźć wejście), okazało się, że jedna z koleżanek już była na miejscu i rzecze:
- ja tu poczekam na K., a ty się rozpłaszcz.
Idęęęę i słyszę zaś koleżankę:
- to jest bar, tam jest szatnia.
No cóż, myślałam, że mi się uda. Nie udało się, było bez procentów.
Całe to NFM robiło ogromne wrażenie. Wielki budynek, w którym można się zgubić… chyba nie będę pisać skąd to wiem, prawda? Nie wiem też dlaczego sprawdzano mój bilet trzy razy, a koleżankom tylko raz… chyba niedokładnie się umyłam. No mniejsza, zejdźmy ze mnie, inni byli gorsi!


Ja rozumiem, że to miał być koncert, gdzie będą śpiewane utwory Queenu, ale skoro ja założyłam kieckę, to oznacza, że to jest miejsce, w którym jeansy są niemile widziane. Otóż moi mili, niektórzy poprzychodzili nie tylko w spodniach jeansowych, ale i w swetrach! Nosz kurwa! Dla mnie przegięcie, ale idźmy dalej. Pani z głośników ogłosiła wszem i wobec (skrócę, bo długo pani mówiła) żadnych zdjęć, żadnego nagrywania i żadnego puszczania bąków! Co się okazało? Ludzie centralnie przede mną (na oko w moim wieku, czyli bardzo młodzi) nagrywają sobie koncert. Najtańsze bilety po 90 zł, płyta z koncertu 35 zł, a Ci nagrywają koncert… komórką. Biel z ekranu naparza mi po oczach, w końcu nie wytrzymałam i mówię do bęcwała, że nie wolno nagrywać, a tak poza tym, to światło z jego komórki mi przeszkadza, na co usłyszałam:
- nie wolno nagrywać oficjalnie, a ja nagrywam nieoficjalnie. A jak przeszkadza, to zamknij oczy i słuchaj.
Że tak powiem brzydko: i chuj, zatkało mnie XD

Jak natomiast koncert? Było świetnie i wcale nie koloryzuje. Wstawię poniżej link z koncertu ze Szczecina, ale moim zdaniem we Wrocławiu było lepiej. Mieliśmy lepsze nagłośnienie i przede wszystkim mieliśmy pełną orkiestrę. Tzn. nie znam się, nie dam sobie głowy uciąć, że faktycznie była to cała orkiestra, ale grajków było duuużo więcej. Pan dyrygent co drugi utwór mówił do publiczności i nawet wypadło to bardzo naturalnie. Nie odczułam jakiejś sztywności wypowiedzi, często sobie nawet żartował. A właśnie, sobie przypomniałam :) Koleś, który siedział koło mnie był tam za karę, cały koncert przesiedział z założonymi rękoma… czy tam rękami XD od początku był obrażony, jeszcze orkiestry nie było, a ten siedział jak sadzone jajko lub skwaszone mleko. Wracając – bałam się trochę, że mi się nie spodoba, i nawet nie chodzi o to, że obora poszła w miasto, ale ogólnie nie wyobrażałam sobie piosenek Queena w wykonaniu chóru. Kolejny raz się okazało, że moja wyobraźnia leży i kwiczy. Bawiłam się przednio! Jeżeli u kogoś w mieście będzie taki koncert, nie wahajcie się, idźcie, a zobaczycie, że nie pożałujecie. 



Ponieważ chcę trochę zapracować na to głaskanie, piszę dalej… nie wiem, walnijcie sobie jakąś kawę z Red Bullem czy coś.

Oprócz oglądania kolejny raz Gwiezdnych wojen (filmów i seriali), zobaczyłam w końcu Ant-Mana. Film był zupełnie inny od reszty produkcji z tego uniwersum, ale wcale nie oznacza, ze gorszy. Co prawda, nie chciałam go oglądać, bo w końcu opowiada o człowieku mrówce, ale dałam się namówić Wiedźmie. Nie żałuję, śmiałam się, wciągnęłam w całą historię i będę czekać na kolejne przygody pana mrówki. 



Ale moje myśli ciągle krążą wokół Gwiezdnych wojen. Nabyłam kilka nowych gadżetów, które powoli zaczynają mi się nie mieścić na półkach… ale tego nigdy dość! Tak, będę się chwaliła zdjęciami, ale najpierw pochwalę się czymś lepszym:
IDĘ NA GWIEZDNE WOJNY: PRZEBUDZENIE MOCY I TO NA PREMIERĘ! 18-12-2015 O GODZINIE 00:01
No dobra, już tak nie szalejcie! I tak nie wezmę Was ze sobą! 


 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

No co tam, jak tam?