niedziela, 4 października 2015

• Kaszana Czelendż 3/2015 czyli "Obrona Sokratesa"


Wiem, że nic nie wiem. 
Memento mori.
Chwyć karpia.


Tak moi mili, czas na filozofię.  
Wydawałoby się, że Platon (nie mylić ze zdegradowaną planetą ani z psem od Walta Disney'a) i Sokrates, to goście, którzy powinni stać gdzieś na końcu w poczekalni do Kaszany Czelendż. Kurde, nawet nie pomyślałam, że w ogóle mogą stać w takiej kolejce. Jak się okazało, miałam i nie miałam racji... to takie głębokie, że aż mi niedobrze. 

Platon uczestniczył w procesie Sokratesa, który został oskarżony przez Domestosa... Mentosa... Meletosa o niewiarę w bogów. Jako, że Sokrates się nie wybronił i został skazany na śmierć, Platon spisał jego mowę obronną i tak powstało, to coś. Dlaczego to coś? Otóż, wszystko ma ok. 40 stron, a równie dobrze mogłoby mieć 10 w porywach 15. Ja pitole, można to przyrównać do Cierpień młodego Wertera, na całe szczęście jest to krótsze, ale umierałam równie mocno. Pomiędzy jedną stroną* a drugą, posprzątałam chatę, pobawiłam się z futrzakami, wywaliłam śmieci, poszłam do sklepu, piłam kawę... no ogólnie robiłam wszystko, żeby tylko tego nie czytać. 

Sokrates to cholerny bufon, który miał gadane. Niby taki "wiem, że nic nie wiem", a proszę ja Was: 
Ja jeszcze i dziś chodzę i szukam tego, i myszkuję, jak bóg nakazuje, i między mieszczanami naszymi, i między obcymi, jeżeli mi się który mądry wydaje, a jak mi się który mądry wydaje, to zaraz bogu pomagam i dowodzę takiemu, że nie jest mądry. I to mi tyle czasu zabiera, że ani nie miałem kiedy w życiu obywatelskim zrobić czegoś, o czym by warto było mówić, ani koło własnych interesów chodzić; ostatnią biedę klepię przez tę służbę bożą.
To taki dzisiejsza Korwin-Piotrowska. Krytykuje, miesza z błotem, ale przecież to takie niewiniątko chodzące! Oczywiście nie porównuję tu wiedzy, ale sposób bycia, czyli chodzi i wkurwia. Powtarza po pierdylion razy to samo: że się nie zna, że nie godzien, że się nie zna, że kimże on jest, że się nie zna, że wierzy, że się nie zna, że wyrocznia, że się nie zna i tak do usranej swojej śmierci. Co drugie zdanie czytamy, jaki to on jest mądry, bo wie, że nie jest najmądrzejszy. Przekonuje wszystkich, iż wierzy w bogów, bo uważa, że nikt nie jest mądrzejszy od nich, więc jego celem życiowym jest uświadomienie innym, że są gównami WRRRRÓC! że są głąbami. I tak czytamy jak to najlepszy fachowiec od krów nie jest mądry, bo na bank nie będzie wiedział co się robi z końmi... ogólnie, to on nawet nie jest mądry w swoim fachu, bo nie można posiąść wiedzy absolutnej nawet w jednej dziedzinie. Ciężko się z tym nie zgodzić, ale po chuj to tak rozstrząsać! No ja pitole! Mógłby sobie dać na wstrzymanie! Łazi to to takie, dołuje ludzi i na dodatek deprawuje młodzież, bo ta go słucha. No mówię Wam, koszmar jakiś.

Czy polecam? Tak i nie. Otóż warto przeczytać te wszystkie filozoficzne rozkminy, ale uprzedzam: niczego nowego się nie dowiecie. Nie dlatego, że się o tym uczyliście, tylko jest to oczywista oczywistość! Jak macie dwie, bądź więcej fasolek w głowie, to uwierzcie mi, żadnej złotej myśli nie zapiszecie, nie poznacie żadnego nowego "starego chińskiego przysłowia", a i życie nie stanie się bardziej zrozumiałe. Na domiar złego, jest to rozwlekłe jak flaki z olejem.

* do pobrania za darmo --> KLIK KLIK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

No co tam, jak tam?