niedziela, 2 czerwca 2013

• "Bielszy odcień śmierci" Autor: Bernard Minier



Nie oceniaj książki po okładce. Tyle razy mi to powtarzano, tyle razy się sparzyłam i mile zaskoczyłam… nie zawsze to do mnie dociera! „Bielszy odcień śmierci” brzmi wybornie, a okładka? Okładka jest naprawdę bardzo dobra, taka mroźna. Do tego z przodu widnieje
„Mroczna i duszna atmosfera, mistrzowska intryga, zawiłe śledztwo – ten thriller ma to wszystko”, natomiast z tyłu „Zapierająca dech w piersi atmosfera. Intryga trzymająca w napięciu do granic możliwości. Wyjątkowa podróż w krainę najgłębiej skrywanych ludzkich lęków. Pierwsza powieść Miniera to prawdziwe objawienie”.
Skusiłam się, w koszyku miała wylądować inna książka, no ale co poradzę? Świetna okładka, opis książki naprawdę ciekawy no i te rekomendacje.


Po powrocie do domu szybki rekonesans. Opinie innych osób są zachęcające. Potarłam ręce z zadowolenia. Nadszedł wolny czas jak i pora na wzięcie się za czytanie. Czytanie było ciężkie. Nudne opisy, nudni bohaterowie ale sprawa morderstwa ciekawa. Trzymam się tego jak tonący brzytwy… ciekawe morderstwa, na pewno się rozkręci. W połowie lektury stwierdziłam, ze chyba ktoś nie wie co to objawienie. No nic czytam dalej. Okazało się, że im dalej w las tym ciemniej. Nie zdawałam sobie nawet sprawy, że w tylu zdaniach można opisać śnieg na drzewach! Na litość boską to tylko śnieg na drzewach! Jeżeli jesteśmy w górach, wysokich górach i na tych nieszczęsnych drzewach był śnieg o godzinie 16:00 to o 16:20 też tam będzie tkwił. Wiele opisów było zupełnie niepotrzebnych. Nie tworzyły klimatu, nie sprawiały, że czułam się jakbym tam była. One mnie irytowały. Do tego tak liczne opisy budynków, pokoi, pomieszczeń. No ale gdzie w tym wszystkim morderstwo? Ano morderstwo, a raczej morderstwa zlały się i zeszły na drugi… nie, na trzeci plan. W tej książce liczyła się pogoda i wystrój wnętrz. Tyle możliwości miał autor: góry, zakład psychiatryczny dla przestępców i bajkowe górskie miasteczko. Tak wiele do wykorzystania. Autor zaprosił nas do swojego świata zbrodni i nie poczęstował tym co ma najlepsze, oj nie. Nawet nie dostaliśmy resztek. Autor poopowiadał nam kiedy, jak i gdzie zaopatrzył się w meble i dodatki do domu, pokazał widoki za oknem opowiadając jaka tam panuje pogoda i tyle. Natomiast na pytanie „a co na środku salonu robią trupy?” odpowiedział: leżą.

Czytając tą książkę miałam wrażenie, że czytam „Cztery kąty” i „Mój ogród” zamiast „Kryminalne zagadki”. Co z tego, że lektura ciekawa skoro tematyka miała być inna? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

No co tam, jak tam?