Opowiem Wam pewną historię o pewnej książce.
„Dożywocie” Marta Kisiel
Dowiedziałam się o książce zupełnie przez przypadek. Ktoś zachwalał w
inernetach, później kolejna itd. Sprawdziłam książkę - zaczęłam czytać opinię i
recenzję i co? Zapragnęłam ją przeczytać, zapragnęłam jej na własność, ale był
pewien problem. Książki nigdzie nie można dostać. Pisałam do Fabryki Słów, ta
nie zamierza zrobić wznowienia… DUPA. Dzwoniłam po księgarniach i dalej dupa.
Zaczęłam wszędzie zaznaczać, że jak książka się pojawi, to chcę dostać o tym
maila… dupa. Wszędzie na około Dożywocie: w telewizji, w internetach, w
zestawieniach, a ja nawet nie trzymałam jej w ręku. Smutek wszędzie, rozpacz
wszędzie, Dożywocia u mnie nie będzie.
22-03-2014 wstałam z samego rańca. Zrobiłam sobie śniadanie, zasiadam
do kompa i obczajam co się na świeciu dzieje. Siła przyzwyczajenia – włączyłam
pocztę. To co zobaczyłam spowodowało, że na mój monitor i biurko spadł
kapuśniaczek pod postacią zupy mlecznej, zabarwionej od czekoladowych kuleczek:
No to nie ścierając nic, czym prędzej lukam. Gałom swym nie wierzę -
jest dostępna:
Na szczęście w krytycznych, kryzysowych, stresowych, apokaliptycznych itp.
sytuacjach, zachowuję trzeźwość umysłu (w sensie poczytalność): migusiem się loguję
i zamawiam. Zamówiłam:
No normalnie:
Jednak „Dożywocie” to niejedyna lektura na jaką polowałam. Z doświadczenia
wiedziałam, że sklep potrafi napisać, że przepraszają mnie, ale nie mogą
zrealizować zamówienia.
Jednak jestem dobrej myśli, mam nadzieję… iskierkę nadziei… maleńki
promyczek? No jest ten niepokój, ten strach, że nie zrealizują… no ale... może byłam pierwsza? Co jakiś czas, czyt. kilka
razy dziennie sprawdzam status zamówienia – jakby miało to w czymkolwiek pomóc.
No kurczę, proszę, niech status zmieni się na „zostało wysłane”.
No niech ktoś się tam zlituje i wyśle to!
26-06-2014 Otrzymałam piękną wiadomość:
Jak na szpilkach wyczekuję kolejnego maila, a mianowicie, że moje zamówienie
czeka na mnie do odbioru. Czekam, czekam, czekam:
26-03-2014 JEEEEST!
Czym prędzej wybiegam, aby jak najszybciej dostać się w miejsce docelowe
i odebrać moją dziecinę.
Mam, ludzie mam! Mam „Dożywocie”! Niektórzy wiedzą, inni nie, ale
zrobienie z siebie wariata przychodzi mi nader łatwo. Także przy kasie,
włożyłam kartę w odpowiednie miejsce i przestępuję z nogi na nogę z ogromnym
rogalem na gębie. Pani dziwnie na mnie patrzy, ale co mi tam! MAM DOŻYWOCIE!
Wyszłam z książka, torbą innych książek (była promocja 3za2) i paragonem. Dumna
jak paw, szczęśliwa jak Antkowiak co wziął zakazany owoc i niczym cesarzowa
kroczę pewnie ulicami miasta!
Jako, że zamknęli mi w galerii pewne miejsce, gdzie zawsze piłam kawę,
postanowiłam odwiedzić swych rodzicieli, bo kto jak kto, ale mama robi kawę
fantastyczną. Trza w końcu uczcić zakup prawda? No i jeszcze dostałam cynk od
swej macierzy, że ojcze zrobił ajerkoniak, więc to już zupełne szaleństwo.
Chwale się swymi zdobyczami i okazuje się, że mam konkurencję pod postacią
kotów! Tak, oto niezbite dowody:
Po oblewaniu mego szczęścia, poszłam do siebie, gdzie (bez konkurencji)
mogłam zrobić sesję zdjęciową swojej zdobyczy:
Stało się. Jestem pełnoprawnym właścicielem książki… książki, której hasło przewodnie brzmi: zabijesz, by je dostać.