Wchodzę do księgarni i od
razu w oczy rzuca się mi czerwono-rażąco okładka ze znakiem zapytania. Z tyłu
widnieje napis:
„Czas biegnie w dziwny sposób, nie sądzi Pan? Ja piszę, Pan czyta, dzielimy tę samą chwilę. A jednak, kiedy ja piszę, Pan śpi, a moja kolejna ofiara jeszcze żyje. Kiedy czyta to Pan, ona już nie żyje. Nasz taniec trwa”.
Kocham
jak wydawnictwo bawi się ze mną w ten sposób! Stwierdziłam, że ta książka musi
znaleźć się na mojej półce, nawet jakby się okazała najgorszą książką jaką dane
mi było przeczytać. Moja wyobraźnia została tak popieszczona, że nawet nie
szukałam innych lektur. Pędem do kasy --> powrót do domu (tym razem
komunikacją miejską, moje nogi nie są aż tak szybkie jak metalowe dyliżansy!)
--> szybko zasiadam w fotelu: czytanie czas zacząć!
Mieliście
kiedyś pretensje do siebie, że nie potraficie szybciej czytać? Ja tak miałam
przy „Krwawym orle”. Jeżeli książka przypadnie mi do gustu, to się nią
delektuje. Czytam ją chłonąc każde zdanie, robię lekkie pauzy, żeby utrwalić
sobie dany obraz… zapamiętać ją. Tutaj tak nie było. To był głód! Byłam głodna
kolejnych wydarzeń, kolejnego zwrotu akcji, a ja ciągle nie czytam
wystarczająco szybko. Chciałam ją przeczytać w 5 sekund… nie dało się. O czym
jest książka? Hamburgiem wstrząsają makabryczne zbrodnie. Nadkomisarz Jan Fabel
wraz ze współpracownikami próbuje odnaleźć sprawcę.
Opisy
morderstw są naprawdę brutalne. Przesiąknięte są krwią, bólem i strachem. Tempo
książki jest znakomite. Podchody, zbieranie informacji, domniemania i cała
otoczka z próbą rozwiązania sprawy jest fantastyczna. Wszystko jest napisane w
takim stylu, że nie można się zagubić w całej tej plątaninie. Zachęcam do
przeczytania tej pozycji. Nie sposób się przy niej nudzić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
No co tam, jak tam?