Ciężko mi ocenić tę książkę. To była fantastycznie napisana nudna
opowieść. Tzn. nie do końca nudna… mam twardy orzech do zgryzienia. Całą
historię swobodnie można by zmieścić na góra 200 stronach. To niewiele
prawda? Jednak wtedy otrzymalibyśmy ekscytującą i pełną zwrotów akcji
książkę. „Honor złodzieja” liczy sobie 479 stronic i właśnie przy tych
stronach wynudziłam się nie mogąc przestać czytać. Dziwne prawda?
Postaram się to wyjaśnić.
Główny bohater nie przypadł mi do gustu, nie poczułam z nim żadnej
więzi… był mi zupełnie obcą i nader irytującą osobą. Nie wiem czy sam
autor też za nim nie przepadał, bo nie został on przedstawiony w
pozytywnym świetle. Bohater całego zamieszania to Drothe. Niski
człowiek, chyba nawet bardzo niski, ponieważ jak znalazł się ktoś niższy
od niego, to on sam się temu dziwił. Drothe jest utalentowanym
włamywaczem i tzw. Nosem, czyli kimś kto zbiera informacje dla swojego
szefa. Tak jak zbieranie informacji szło mu całkiem nieźle, tak przez
całą książkę otworzył dwie szuflady, choć i z nimi miał problem. Poza
tym nasza główna postać to istny nieudacznik. Każdą potyczkę na białe
bronie jak i pięści przegrywał… przegrywał z kretesem. Nie ważne kto był
jego przeciwnikiem, wszyscy przewyższali go minimum o klasę. Pod jego
ochroną było kilku ludzi, ale nie zapewnił żadnemu z nich
bezpieczeństwa. Czy Drothe powinien zostać numerem jeden w książce?
Absolutnie nie! Za to nasz promyczek miał przyjaciela i to ten osobnik
był barwną postacią. Brązowy Degan – przyjaciel, świetny wojownik z
poczuciem humoru. Taka postać to świetny materiał na główną postać w
jakimkolwiek opowiadaniu.
Magia… magia w tej książce była jak chińska tandetna zabawka ustawiona
na pięknym dębowym XV wiecznym stole w jakimś cudownym zamku. Pasowała
tam ni przypiął ni przyłatał. Totalna porażka, porażka na całej linii.
Na szczęście nie było jej dużo więc dało się to wytrzymać.
Co było w takim razie w tej książce fascynującego? Sposób w jaki
historia została nam przedstawiona. Czytając czułam się jakby ktoś mi ją
opowiadał. To było naprawdę fascynujące. Świetnie napisana historia!
Nie ważne że nudna, ale nie mogłam się od niej oderwać. Czułam się tak,
jakby ktoś przy mnie siedział i opowiadał bajkę na dobranoc. To było
naprawdę piękne. Czy będę chciała przeczytać drugą część historii?
Oczywiście, że tak! Nikt nie opowie tak rewelacyjnie historii jak sam
Douglas Hulick! Czy polecam „Honor złodzieja”? Nie wiem;) Ta książka to
genialny paradoks.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
No co tam, jak tam?