Kocham wakacje. Mogłam choć trochę nadrobić zaległości w czytaniu i oglądaniu. Poza tym sześć wpisów, mówi samo za siebie :D Najzwyczajniej na wakacjach człowiekowi się chce!
Mam dylemat nie z tej ziemi. Książkę przeczytałam w jeden wieczór, a
do kategorii cienkich nie należy. Czyli musiałam miło spędzić czas… nie do
końca. Ogólnie historia jest naprawdę fajna i jeżeli chodzi o literaturę
młodzieżową – wyróżnia się (i nie, nie chodzi mi o zdanie „to nie są wampiry ze
Zmierzchu”). Rzecz dzieje się w przyszłości, jak odległej to nie wiem – nie zarejestrowałam
tego. Nie ma wampirów, wilkołaków, duchów i innego ustrojstwa. Mamy
osiemnastoletnich bliźniaków (Saba i Lugh), dziewięcioletnią Emi (ich siostrę)
oraz ojca. Rodzina żyje na odludziu, a latorośl widziała w swoim życiu może 4
osoby. Pewnego dnia przyjeżdża 4 osobników w długich czarnych szatach zabija
ojca i zabiera ze sobą chłopaka. Dziewczyna zrobi wszystko, aby odzyskać
bliźniaka. Brzmi dość prostacko, ale akurat tak nie jest. Jest naprawdę
fajnie i do tego mamy bardzo wiele przygód.
Zacznę może od minusów, żeby skończyć tzw. miłym akcentem.
Możliwe, że wynika to z faktu, iż nie przepadam za dziećmi, ale będę
się bronić do upadłego. W książce będzie w pewnym momencie dwójka dzieciaków,
ale jedno z nich chciałabym wywiesić na ścianie jako tarcze na rzutki. Emmi –
dziecko, które wywoływało u mnie agresje. W poważaniu miałam jej chude ciało,
cieniutką szyjkę… chciałam tego dzieciaka prać do nieprzytomności (zaznaczam,
ze w rzeczywistości nie uderzyłabym dziecko i tłumaczyła jak krowie na rowie,
aż nie pojmie tego, co się do niego mówi). Żadne tam: ale ona ma 9 lat, odpuść
jej. No to jak ma 9 lat, to niech nie wbija mi się w poważne misje! Nie dość,
że robiła więcej kłopotów niż pomagała, to jeszcze przez tego bachora, zginęła
moja ulubiona postać. Jednak jest jeszcze drugie dziecko – Tommy. Takie dzieci
lubię. Kiedy jest czas na zabawę to się bawi, kiedy jest czas na walkę,
posłusznie wykonuje polecenia. Dziecko po prostu zadawało pytania przy
wydawaniu poleceń - przed misją, a nie w trakcie, bądź nie robił wszystkiego na
swoją modłę. Emmi jak i Tommy, chcieli być pomocni, niestety pomimo tego samego
wieku, Emmi była bachorem, Tommy był dzieckiem. Także za każdym razem jak
dziewczynka pojawiała się na stronicach książki, psuło mi to całą radość
czytania.
Tak, Emmi gotowała mi krew przez całą powieść. Na całe szczęście,
część pierwsza kronik Czerwonej Pustyni jest naprawdę fajna. Wiele można
pozwiedzać, wiele odkryć, stoczyć masę bójek, bitew i walk. Mamy walki w
klatkach, atak ogromnych stworów, walkę o przetrwanie i nieprzyjemne tereny do
odwiedzenia oraz pustynie do przejścia. Romans, który się pojawił jest właśnie tym,
co wyróżnia tę książkę spośród innych młodzieżówek. Nie mamy tu obrażania i
chamskich wyzwisk. Jest droczenie się i tak w ogóle, to ciężko nazwać to
romansem. Ot mamy flirt podszyty lekkim sarkazmem, który jest wpleciony (zaznaczam
wpleciony) w wartką akcję. Czy polecam? Nie wiem, naprawdę. Z jednej strony
czytało mi się bardzo fajnie, jest wiele zwrotów akcji, fajnie się tłuką… ale
to dziewięcioletnie dziewczę psuję wszystko. Tak, żebyście wiedzieli o co mi
chodzi (to nie cytat, tylko wymyślona przeze mnie sytuacja):
- Emmi, proszę zostań tutaj. Jak nie wrócę do 22:00 biegnij szybko do
sąsiadki za wzgórzem i opowiedz co tu się stało. Nie patrz tak na mnie. Nie
mogę Cię wziąć ze sobą. Mam jeden bukłak wody, nie potrafisz się bić, a idę w
miejsce, gdzie będę musiała uważać na wszystko. Nie mogę bronić siebie i ciebie
jednocześnie. Rozumiesz co do ciebie mówię?
- Ale ja chcę!
- Rozumiesz co do ciebie mówię?! Będziesz tylko przeszkadzać! A w
razie czego możesz pomóc idąc do sąsiadki, ona będzie wiedziała co robić.
Proszę, zrobisz to dla mnie?
- Tak, dobrze.
No i zgadnijcie co? Nie dość, ze polazła, to jeszcze wpakowała je w
takie tarapaty, że idzie się poskładać. Co z tego, że dzięki temu mamy kolejną
przygodę? No co? No oprócz tego, że w głowie siedzi przeklęty bachor, to nic!
Więc jeżeli nie przeszkadzają Wam takie sytuacje, to będziecie się świetnie
bawić. Ja musiałam w swej głowie wiele razy zabijać Emmi, żebym się uspokoiła,
nie zmienia to faktu, że nie żałuję ani chwili spędzonej z tą książką.