sobota, 16 marca 2019

• Trzecie, Prawdziwe, a także Praktyczne spotkanie z Martą Kisiel!


 
SPOTKANIA AUTORSKIE TO FAJNA RZECZ!

Spotkania autorskie są bardzo potrzebne osobom, które lubią czytać książki. Może o tym nie wiedzą, ale tak właśnie jest, pomimo, że niektórzy uważają inaczej.


Żyłam w przekonaniu, że nie muszę obcować z autorem, żeby czytać jego książki, bo to i tak nic nie zmieni. To był mój błąd, który od jakiegoś czasu naprawiam. Skoro chodzimy na koncerty swoich ulubionych zespołów, to dlaczego nie spotkać się z autorem książek? Skoro czytamy wywiady reżyserów, aktorów, scenarzystów…, to dlaczego nie posłuchać autora na żywo? No a co z autografami? 





Jedni chcą mieć pomazianą książkę, innym nie jest to potrzebne do szczęścia. Tylko czy nie fajnie jest wziąć do łapy książkę, otworzyć ją i zobaczyć podpis autora, który został tam umieszczony na naszą prośbę? A jak jeszcze autor coś nabazgroli, to uśmiech staje się jeszcze większy. No ja tak mam, nie wiem jak Wy. Jestem z osób, która cudze książki traktuje z największym namaszczeniem, natomiast swoje już niekoniecznie. Chciałabym, żeby osoby obdarowujące mnie książkami pobazgroliły ją. Dzięki temu za 200 lat, jak będę siedzieć na bujanym fotelu zastanawiając się jak to było 150 lat temu i jak to świat zszedł na psy, będę wiedziała od kogo ją dostałam. Powrócą wspomnienia nie tylko z dnia otrzymania książki, ale również te związane z osobą, która mi ja wręczyła. Ostatnio nawet zaczęłam jeść podczas czytania. Można rzecz, że weszłam na wyższy poziom relaksu. Lubię jeść podczas oglądania filmów i seriali (w kinie tego nie robię, ale to byłby długi wywód na temat „dlaczego jedzenie w kinie powinno być zakazane”), wiec spróbowałam jedzenia podczas czytania. Efekt przerósł moje oczekiwania. Otóż ślad po jedzeniu na jakiejś stronie wcale mnie nie zirytował, a ciamkanie podczas lektury okazał się bardzo przyjemnym elementem odpoczynku. Ale wróćmy do tematu tego wpisu, czyli „spotkania autorskie to fajna rzecz”. Ze spotkania można wyjść bogatszym o kolejne pytania, spostrzeżenia, wiedzę, która niby nas nie interesowała, ale stała się fajnym uzupełnieniem do książki, która w ogóle uzupełnienia nie wymagała - bo przecież była oczywista.

13 marca 2019 r. we Wrocławskim Empiku odbyło się spotkanie z Ałtorką (tak, Ałtorką) Martą Kisiel. To nie było moje pierwsze z nią spotkanie, ale było po dłuuugiej przerwie, więc wzięło mnie na wspominki. Pamiętam jak polowałam na „Dożywocie”, które było nieosiągalne w momencie, w którym się o tej książce dowiedziałam. Wszyscy wychwalali, a ja nie wiedziałam dlaczego. Od słowa do słowa z innymi ludkami oraz ich opiniami/recenzjami, też zapragnęłam własnego Dożywocia i po wielu miesiącach udało się :) Miałam własny egzemplarz „Dożywocia” wydawnictwa Fabryki Słów. Przeczytałam i już wiedziałam dlaczego wszyscy tak kochają swoje Dożywocia! Książka jest absolutnie przeurocza, Alleluja! Na całe szczęście dzięki wydawnictwu Uroboros Wy też możecie się przekonać, dlaczego tak bardzo potrzebujecie mieć na własność "Dożywocie". 

Już dokładnie nie pamiętam jak to się stało, że Ałtorka zaczęła i ze mną rozmawiać, ale pamiętam, że babeczkę można było jeść łyżkami, taka była fajna! Nadeszło pierwsze spotkanie z Martą, później drugie i teraz trzecie. Pomiędzy spotkaniami były jeszcze spotkania autografowe! Także jak widzicie mam trochę wspomnień z Ałotrką i wszystkie cą cudowne. Co tym razem zostało nam zafundowane na spotkaniu, które fantastycznie poprowadziła p. Anna Fluder z mojego ukochanego Radia Ram

CZYTANIE FRAGMENTU KSIĄŻKI PRZEZ AŁTORKĘ! 

 
Matulu, jakież to było świetne :) Marta Kisiel musiała przeczytać dialog, który sprawiłby problem wszystkim! Jeden z bohaterów ma poważną wadę wymowy :P Przeczytała to niesamowicie płynnie i z taką gracją, że kopary opadły nam wszystkim. Później była rozmowa pomiędzy dwiema paniami i tu wyłonił się temat, nad którym totalnie się nie zastanawiałam, a faktycznie jest problemem. Fantastyka jako film i literatura. Każdy z nas ma w swoim towarzystwie osoby, które mówią: 
  • nieee, ta książka nie jest dla mnie, nie gustuję w fantastyce, 
  • nie chcę oglądać tego filmu, wolę sensacje i filmy akcji.
Przecież fantastyka/sci-fi to nie tylko smoki, elfy, jednorożce, bitwy w kosmosie z dźwiękiem i superbohaterowie. Co dziwnego, takie osoby nie widzą niczego nadzwyczajnego w tym, że bohater, który dostał taki łomot, że normalnie leżałby z miesiąc na OIOMie i potrzebował nie jednej, a kilku operacji. Takie coś kupują bez zbędnej reklamy, mówiąc "to przecież tylko film/książka". Nie mają problemu w tym jak znajdzie się tam jasnowidz, mentalista czy genialny naukowiec. Ale włóżcie to wszystko i opatrzcie jako fantastyka i pierdut! To już nie jest dla nich, to głupie, nie interesują się tym, nie łapią tego, to takie nierealne. Z Kingiem nie będą mieć problemów, ale z autorem piszącym fantastykę już tak. Będą oglądać horrory, ale nie fantastykę, bo przecież jest taka nierealna. Są przypadki, gdzie jeszcze zostanie to opatrzone tekstem "Fantastyka? Trzeba mieć nierówno pod kopułą, żeby interesować się takimi bzdetami". Przecież fantastyka nie gryzie, nie kopie, nie sprawia, że stajemy się bezmyślnymi osobnikami. Tak jak każdy gatunek może nam poszerzyć wiedzę, pogłębić naszą wyobraźnię i dać wiele radości. Dla mnie temat jest niesamowicie interesujący i mam nadzieje, że w końcu większe grono osób zacznie o nim mówić. 

Kolejnym powodem, dla którego warto chodzić na spotkania autorskie jest fakt, że można dowiedzieć się skąd wziął się na coś pomysł, dlaczego akurat to wydarzenie jest takie ważne i jak to autor czyta książkę posiadająca tysiąc stron, żeby w jego książce znalazło się jedno zdanie (jak tu nie kochać Ałtorki?). W jakich momentach przychodzi natchnienie i dlaczego warto mieć dyktafon, z którym będziemy chodzić wszędzie.


Na zakończenie dodam dlaczego warto znać się z autorami: 
Jak Was polubią, to nawet zostaniecie uśmierceni w książce! A jak Was nie polubią, to sprawią, że po przeczytaniu książki będą Was nienawidzić tabuny ludzi :)

Natomiast na zakończenie zakończenia pochwalę się, że 
  • znowu rozmawiałam z Martą Kisiel, 
  • wyściskałam ją,
  • babeczka (na zdj. jako 2), która szyła dla Ałtorki suknię ślubną miała na sobie fantastyczną kieckę, 
  • wśród publiczności była kobitka (na zdj. jako 1), która sprawiła, że wada wymowy Bazyla była perfekcyjna,
  • wszystkie moje książki Ałtorki są kompletne, bo zautografowane.


To, że znowu się tu coś pojawiło, to tylko dlatego, że miałam napisać krótką relację dla Gniazda Szeptunów. Wyszło jak zawsze. Ani krótko ani bez prywaty. Pretensje do nich proszę kierować, ja umywam ręce! Zostałam sprowokowana!
Dziękuję za uwagę i nieuwagę :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

No co tam, jak tam?