Nie siedzę w tej literaturze, nie mam zielonego o niej pojęcia, ale sięgnęłam po nią, przeczytałam i za cholerę nie wiedziałam, jak ocenić „Kostuszkę”, którą napisała Carla Mori.
Książka opowiada o losach nie tylko tytułowej Kostuszki (zdrobnienie od Konstancji), ale również jej mamy, Anny. Annę poznajemy z jej zapisków w brulionie, który mała skrzętnie chowa przed babką. Tylko skupcie się, bo będę tłumaczyć o so chosi.
Kostuszka żyje w zdrowiu i szczęściu z rodzicami w Anglii. Pewnego dnia do domu wkracza napastnik, który brutalnie morduje Annę na oczach Konstancji. Ojciec jest podejrzany o morderstwo, więc zdecydowano, że Kostuszka poleci do Polski pod opiekę swojej babki (Józefy) i jej córki (Celiny). Józefa to
Książką jest naprawdę świetna! Czyta się ją szybko i z zapartym tchem. Co jakiś czas trzeba książkę choć na chwilę odłożyć, żeby przetrawić to, co się przeczytało. To co Józefa i Celinka odwalają Kostuszce jest czystym skurwysyństwem, więc nie ma bata, żeby książkę łyknąć za jednym zamachem. No ale teraz trochę o grozie.
Otóż jest. Moim zdaniem było jej stanowczo za mało, ale z drugiej strony wydaje mi się, że niepotrzebnym byłoby jej dawać więcej. Wiem, jestem niezdecydowana, ale te nadprzyrodzone wątki były rewelacyjne! Chciałabym o nich poczytać więcej, ale nie wiem, czy nie zaszkodziłyby samej opowieści. Tak więc wątki nadnaturalne tylko lekko przeplatały się z całym tym horrorem, jaki przeżywała Kostuszka. A cóż przeżywała? Bicie i szarpanie. Wysłuchiwała, że jest bękartem, upośledzoną istotą, która jest rozpieszczona i źle wychowana, bo nie chce się odezwać ani słowem. Była przetrzymywana w piwnicy, musiała załatwiać się do wiadra. Jak przyszły przymrozki, to babka się ulitowała i zamykała małą w pokoju. Żadnych zabawek, żadnego słowa wsparcia. Wysłuchiwała tylko, jak bardzo jest głupia, jak jej mama była tępa, jak jej ojciec wyprał mózg jej matce… i wiele, wiele więcej. Z zapisków w brulionie dowiadujemy się wiele o Annie. O Annie, która za ucieczkę z jednej lekcji została skatowana przez wujka, która wylądowała w szpitalu za to, że kolega wysłał jej pocztówkę. Annie, która modliła się, żeby matka nie dowiedziała się, że ma już okres… z książką warto się zapoznać, bo to kawał dobrej psychologicznej opowieści z domieszką baśniowości.
Mam nadzieję, że ktoś z moich znajomych sięgnie po książkę, żebym mogła sobie o niej pogadać, bo mam pewne wątpliwości co do zakończenia. Nie wiem, czy je dobrze zrozumiałam, a jeżeli tak, to intryguje mnie, dlaczego powieść tak się zakończyła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
No co tam, jak tam?