No to zaczynamy. Pierwsza książką jaką przeczytaliśmy w KKK. Oto pełna dyskusja na temat "Ekspozycji", natomiast, to co sądzę o książce jest poniżej.
No cóż, dupy mi nie urwało, ale nieźle zjechało mi mózgownicę. Książka to jedno wielkie... ogromniaste... arcyjebitne nieporozumienie. Czytałam ją caluśki miesiąc i skończyłam ją tylko dlatego, że jestem w klubie :D
Lubię wątki religijne (i nie chodzi mi tylko o wyznanie rzymsko-katolickie), zawsze czegoś się dowiem ciekawego, ale pisanie o religii przez 3/4 książki, po to, żeby dowiedzieć się, że to tylko maleńki fragment układanki, który okazał się prawie nieistotny jest wkurwiające. Mówiąc o fragmencie układanki, nie mam na myśli, że mamy do czynienia z czymś potężnym! Po prostu dowiadujemy się, że pomimo wielu pytań o morderstwa, akurat wątek związany ze zwojami jest tak samo istotny jak to, że ktoś na świecie właśnie puścił bąka... i to na domiar złego bez kleksa. Ale do rzeczy.
TO NIE JEST KRYMINAŁ!
Nie ma płynności i lekkości w opowiadaniu. Kiedy główny bohater rozmyślał nad seryjnymi mordercami, nie było tam ani krzty naturalności. Jeżeli miałabym sobie przypomnieć seryjnych morderców, to w głowie przywoływałabym ich imiona, nazwiska czy też przydomki. Główny bohater robił to w sposób zupełnie inny. Autor chciał nam przedstawić seryjnych morderców, których obawiała się cała Polska, ale zrobił to w sposób beznadziejny. Czyli Wiktor (główny bohater - oficer policji) przypominał sobie dosłownie wszystko! Ilość zabitych osób, w jaki sposób były mordowane ofiary, w jakich latach „urzędował” morderca itd. Na domiar złego czytało się to jakbym miała przed sobą artykuł Faktu.
Książka jest zlepkiem nie tylko książek, ale i różnych produkcji filmowych/serialowych. Dan Brown wysuwa się na miejsce pierwsze, później film, który otworzył wrota dla takich pomysłów, czyli "Stygmaty" z 1999 roku - to tam na ogromną skalę pokazane zostały bardzo niewygodne sprawy dotyczące kościoła. Ale odchodząc od religii:
Lubię wątki religijne (i nie chodzi mi tylko o wyznanie rzymsko-katolickie), zawsze czegoś się dowiem ciekawego, ale pisanie o religii przez 3/4 książki, po to, żeby dowiedzieć się, że to tylko maleńki fragment układanki, który okazał się prawie nieistotny jest wkurwiające. Mówiąc o fragmencie układanki, nie mam na myśli, że mamy do czynienia z czymś potężnym! Po prostu dowiadujemy się, że pomimo wielu pytań o morderstwa, akurat wątek związany ze zwojami jest tak samo istotny jak to, że ktoś na świecie właśnie puścił bąka... i to na domiar złego bez kleksa. Ale do rzeczy.
TO NIE JEST KRYMINAŁ!
Nie ma płynności i lekkości w opowiadaniu. Kiedy główny bohater rozmyślał nad seryjnymi mordercami, nie było tam ani krzty naturalności. Jeżeli miałabym sobie przypomnieć seryjnych morderców, to w głowie przywoływałabym ich imiona, nazwiska czy też przydomki. Główny bohater robił to w sposób zupełnie inny. Autor chciał nam przedstawić seryjnych morderców, których obawiała się cała Polska, ale zrobił to w sposób beznadziejny. Czyli Wiktor (główny bohater - oficer policji) przypominał sobie dosłownie wszystko! Ilość zabitych osób, w jaki sposób były mordowane ofiary, w jakich latach „urzędował” morderca itd. Na domiar złego czytało się to jakbym miała przed sobą artykuł Faktu.
Książka jest zlepkiem nie tylko książek, ale i różnych produkcji filmowych/serialowych. Dan Brown wysuwa się na miejsce pierwsze, później film, który otworzył wrota dla takich pomysłów, czyli "Stygmaty" z 1999 roku - to tam na ogromną skalę pokazane zostały bardzo niewygodne sprawy dotyczące kościoła. Ale odchodząc od religii:
- bohater jakby znany - nieumiejętne połączenie wielu bohaterów książkowych,
- dziennikarka tak samo, jakby znana - tu raczej widziałam podobieństwa z filmów i seriali, ale chyba najbardziej przypominała mi agentkę Scully)
- problemy głównych bohaterów nieobce - trochę... przepraszam, bardzo mi tu zajeżdżało Ciszewskim, ale Mróz może tylko podeszły Ciszewskiemu lizać jeżeli chodzi o napięcie, klimat i o intrygę.
Niesamowicie denerwujące były wstawki, które niby miały uspokoić czytającego, a tak po prawdzie irytowały mnie na potęgę. Nie ma nic lepszego niż czytanie o myślach „rozgrzeszających” przy każdej podjętej przez głównego bohatera decyzji, a kiedy mamy sytuację podbramkową, to dostajemy combo! Czyli decyzja – dlaczego tak zrobił, kolejne posunięcie – dlaczego tak postąpił,
kolejny ruch – wyjaśnienie, itd. W sytuacjach kryzysowych szlag mnie trafiał… nie, kurwica mnie brała!Cała masa idiotyzmów:
- Jadą samochodem, ktoś ich śledzi, ale dziennikarka widzi twarze osób, które ich ścigają i wie, że to profesjonaliści, bo mają obojętny wyraz twarzy.
- Główny bohater trzyma broń przy skroni ofiary. Dziennikarka ma w ręku broń, którą ma załatwić ofiarę w razie jakby jeden ze snajperów strzelił do Wiktora. Dobrze czytacie, jeden ze snajperów. Dwóch snajperów, dwa cele, ale zadanie niewykonalne.
- W pewnym momencie nie wiadomo czy Wiktor się chwali czy żali, ale co chwilę czytamy, że zbałamucił córkę swojego przełożonego. Autor lubi słowo „zbałamucić”, ponieważ nie używa żadnego innego określenia opisując tę sytuację.
- Sytuacja, w której twardki jak skała polityk mówi:
„Niczego nie mogę wam dać – uciął polityk. – Musicie działać na własną rękę, taki jest warunek”
A po chwili:
„- Wolelibyśmy laptopa – zauważyła Szrebska.
- Żeby mogła pani tweetnąć o całej sprawie? - zapytał Bieszyński, ale zanim zdążyła odpowiedzieć, uniósł dłoń. - Poważnie mówiąc, sprzęt dostaniecie wraz ze środkiem transportu.”
- Ucieczka z więzienia. To chyba była najbardziej żenująca rzecz w całej książce. Wiktor, który nie został pobity, a dosłownie skatowany, w przeciągu dwóch dni zdołał nie tylko biec, ale i wspinać się! Nikomu nie udało się uciec z tego więzienia, NIKOMU! Ale mądry Polak obmyślił plan i uciekł. Gwoli jasności: zanim więzień przeszedł z jednego pomieszczenia do drugiego, miał wiązane oczy. Także nikt nie wiedział jak wyglądają korytarze, no ogólnie to wiedzieli jak wyglądają cele, stołówka, sala do ćwiczeń, spacerniak i urazówka. Strażnicy robili tam co chcieli, mogli sobie nawet więźnia zabić jak ten się krzywo na nich popatrzył… ale nasz skatowany bohater uciekł… Żenujące.
- Wiktor, który został skatowany, nie ma dwóch zębów, uszczerbione ileś tam zębów, jest tak obolały, ze nawet jak oddycha, to boli go wszystko w gębie, ale za chwilę żuje gumę za gumą.
- W Polsce za każdym razem jak interweniowały policja, CBŚ i takie tam, Wiktor co chwilę pytał dziennikarkę, czy nikt jej nie zgwałcił. Pojechali odwiedzić Białorusinów, zadał takie samo pytanie, przy czym w myślach cały czas powtarzał, że w Polsce by się o to nie martwił, bo jesteśmy bardziej cywilizowani.
- Olga podczas rozmowy z pastorem, cały czas ściąga brwi.
- Każdy się uśmiecha blado.
- Orientacja seksualna Szrebskiej była wiadoma od samego początku, dlaczego? Autor zupełnie nie potrafił mnie przekonać do „jej” wersji. Natomiast Frost pytający co chwilę o jej upodobania stał się wkurwiający.
Nie chce mi się wypisywać więcej skretyniałych rzeczy, bo po prostu mi się nie chce i już.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
No co tam, jak tam?